„Wchodzisz do piekła” – takie słowa usłyszał Komenda wchodząc do aresztu śledczego 18 lat temu. Okazało się, że słowa strażnika nie były czczą pogróżką. – Najbardziej bałem się, jak chcieli mnie zgwałcić. Było blisko, ale złapałem fikoł, znaczy taboret, i zacząłem nap***dalać z całych sił w furtę – wyznaje w wywiadzie w "Dużym Formacie".
Mężczyzna przyznaje, że był okropnie traktowany przez współwięźniów. Skazany za gwałt i morderstwo nieletnie znalazł się poza hierarchią więzienną. Każdy mógł go bić i obrażać. Komenda przyznaje, że musiał przestać wychodzić na spacerniak, gdyż tam był najczęściej bity.
– Strażnicy odwracali głowy i udawali, że nie widzą. Leżałem, kilku mnie kopało, a oni nic – wspomina.
Trzy próby samobójcze
Komenda był tak prześladowany, że nie miał innego wyjścia, jak tylko co kilkanaście tygodni pisać z prośbą o przeniesienie. Doszło do tego, że był zmuszany zmieniać celę, średnio co trzy miesiące. Nie tylko współwięźniowie byli utrapieniem. Również strażnicy nie obchodzili się dobrze z Komendą: bili go, poniżali, pluli do jedzenia.
Komenda trzykrotnie próbował sobie odebrać życie, ale za każdym razem, ktoś ratował mu życie. Ostatni raz w 2010 roku, gdy zmarła jego babcia. Dostał zgodę dyrektora, aby uczestniczyć w pogrzebie, ale strażnicy tak opóźniali wyjazd, że gdy w końcu dotarli na miejsce, to już nie było nikogo z rodziny, a grabarze zakopywali trumnę. Trzykrotnie próbował się powiesić na prześcieradle, ale za każdym razem, ktoś go odcinał w ostatniej chwili.
Mężczyzna przyznaje, że jeszcze kilkukrotnie myślał o popełnieniu samobójstwa i tylko rodzina utrzymała go przy życiu. – Nie chcę sobie nawet wyobrażać, co by się ze mną stało, gdybym ich nie miał – przyznaje Komenda.
Czytaj też:
Ćwiąkalski o śmierci świadka ws. Komendy: Śmierć nagła, objawy specyficzneCzytaj też:
Papież Franciszek spotkał się z Tomaszem Komendą