Katarzyna Bonda. Mówią mi w redakcji: tak, tak, napisz, bo przecież mówi się o szansie na światowy boom na polskie kryminały, na przełamanie hegemonii Skandynawów, w ogóle – gorący towar, musisz koniecznie. Zadanie trudne, bo dwie powieści z cyklu „Żywioły” to łącznie ponad 1,5 tys. stron, no ale zapewne podołam, tym bardziej że zapowiada się niezła uczta.
Obie książki na czołowych miejscach list wakacyjnych bestsellerów, oblepione hasłami sugerującymi kryminał z wyższej półki; powietrze, ziemia, ogień, woda – cztery żywioły jako dominanty poszczególnych ogniw cyklu. Sasza Załuska, nowy typ bohaterki, policyjna profilerka mocująca się z własną przeszłością. A dodatkowo trudne tematy: trójmiejska mafia, mord dokonany przez żołnierzy wyklętych, narodowościowe antagonizmy. Na okładce „Pochłaniacza”, pierwszego tomu tetralogii, blurb autorstwa Zygmunta Miłoszewskiego: „Zapamiętajcie to nazwisko. Katarzyna Bonda została właśnie królową polskiego kryminału”. (…)
Owszem, research zrobiła Bonda imponujący: jest w stanie drobiazgowo opisać, jak policyjne psy badają próbki zapachowe, jak kobieta po urazie wybudza się w szpitalu, jest w stanie pokazywać uwikłanie policji w kontakty z mafią, jest w stanie obrazować Polskę jako kraj oplatany aferami z udziałem polityków. Mnoży wątki, rozciąga opowieść o przyczynach zbrodni na wiele dziesiątek lat, odwołuje się do głośnych spraw kryminalnych, które wstrząsnęły krajową opinią publiczną, ale potem tego do kupy nie potrafi zebrać i finału nie umie rozegrać tak, by był jednym dobrze brzmiącym akordem, by rozwiązanie kryminalnej zagadki oświetliło przeszłość i było mocną diagnozą współczesności. (…)
fot. Piotr Wojnarowski/Forum