Wojciech Wybranowski:W latach 90., gdy działał pan w Ruchu Odbudowy Polski i młodzieżowej Radykalnej Akcji Antykomunistycznej, współorganizował pan głośne happeningi przeciw rządom SLD i postkomunistom. Mówił pan wtedy: „Kiedyś będę ministrem”.
Dawid Jackiewicz: Rzeczywiście, takie były początki mojej drogi politycznej. Zresztą pan redaktor doskonale to pamięta, bo przecież staliśmy wtedy ramię w ramię, krzycząc na ulicach Wrocławia, Poznania, Warszawy lub Krakowa: „Precz z komuną!”. Czy mówiłem wtedy, że będę ministrem? Nie wykluczam, przecież wszyscy w tamtych czasach, czując powiew wolności, garnęliśmy się do zmieniania rzeczywistości. Jedni chcieli być ministrami, inni po prostu pragnęli działać. Dzisiaj mija 20. rok mojej działalności politycznej realizowanej krok po kroku, od radnego rady miejskiej przez wiceprezydenta Wrocławia aż do funkcji ministra, którą obejmuję dzisiaj. Według mnie to prawidłowy model dochodzenia do istotnych funkcji publicznych. Dobrze jest rozpocząć tę drogę na poziomie wspólnoty lokalnej, swojej gminy, swojego miasta, małego organizmu, bo tam najlepiej poznaje się reguły funkcjonowania finansów publicznych, prawa samorządowego, uczy się odpowiedzialności za powierzony mandat.
W 2011 r. obok Beaty Szydło i Przemysława Wiplera stał się pan jedną z twarzy kampanii gospodarczej PiS. Współpraca z dzisiejszą premier miała wpływ na powołanie pana do jej rządu?
Uważaliśmy, że w PiS potrzebna jest ta „druga noga”: ludzie, którzy znają się na gospodarce, rozumieją zasady rynku, potrzeby przedsiębiorców. I staraliśmy się taką koncepcję wdrażać.
Polscy przedsiębiorcy to niezwykle kreatywna, ambitna, twórcza część naszego społeczeństwa i jeżeli nie podcina się jej skrzydeł, to może się ona stać motorem naszego rozwoju, napędem dla całego kraju i pomyślności całego społeczeństwa. Tylko że z przedsiębiorcami trzeba umiejętnie rozmawiać. (...)
fot. Jacek Domiński/REPORTER