(...) Mądrale. Pyszne mądrale. Gdy wszystko pędzi, w Internecie rozbłyskują jednosezonowe gwiazdy blogów, oni wydają rocznik, annały, jakby bezczelnie sądzili, że doskonale wiedzą, co się będzie nosić przez rok cały, buńczucznie twierdzą, że to ich tezy, ich teksty są tymi najważniejszymi, że to ich pismo narzuca optykę i wyznacza trend.
Mocno wkurzający panowie: Dariusz Karłowicz, Marek Cichocki i – niefirmujący nazwiskiem rocznika, ale przecież obecny w ich przedsięwzięciach trzeci zawodnik – Dariusz Gawin. Wystylizowani, w tych swoich tweedowych marynareczkach, w okularach, wszyscy trzej po inteligencku się jąkający (jakby swym jąkaniem – delikatnym, płynącym niby to z namysłu, z natłoku myśli, chcieli przebić pierwszego jąkałę III RP), wzrastający razem tak, że czasem nieodróżnialni w stylistycznej manierze, w intonacjach wzajem pożyczanych, że Darka z Darkiem można pomylić i jednego w drugim odnaleźć. Niesamowici goście, dla młodych prawicowców (nie wiem, tak imaginuję sobie, dawno nie byłem młodym prawicowcem) będący pospołu przedmiotem podziwu i bezsilnej często zazdrości. (...)
My – Rzymianie? Ależ jacy tam z nas Rzymianie? Czy mówimy o tym samym – o postkomunistycznym żałosnym motłochu, o tym chłopskim ludku z awansu, nieufnym względem siebie, z bliskim zera kapitałem społecznym? Tak, akurat – Rzymianie.
Oczywiście poezja to jest urokliwa. I gdy Dariusz Karłowicz w wypowiedziach promujących najnowszy, ósmy tom „Teologii Politycznej” przyrównuje Polskę po roku 1989 do przebudzenia ludlumowskiego bohatera – Jasona Bourne’a (ach, to popisywanie się intelektualistów znajomością kultury masowej – zazgrzyta zębami zazdrosny młodziak), gdy pokaże, jak agent specjalny rozpoznaje powoli swą tożsamość, badając zdziwiony swe nawyki oraz niezwykłe wyćwiczone odruchy, i zestawi to z polską amnezją, która zakryła całe połacie naszej zbiorowej pamięci i powoduje, że wciąż stoi przed nami zadanie odkrycia swej tożsamości, gdy z udawaną nieśmiałością, jąkając się lekko, lider „Teologii” przeskoczy płynnie do mitu o Jazonie, to przecież poczuć można szmerek w głowie i rzeczywiście dać się zauroczyć wielkim słowom. Ale czy o uwiedzenie tu chodzi? (...)
Wielkie słowa? Zgoda, ale wcale nie tak abstrakcyjne, skoro demolują narrację „Gazety Wyborczej”, obnażają manipulacje lewicowych elit. (Bo też ci teologowie, przemawiający czasem z wielkim namaszczeniem, to poza wszystkim miłośnicy niezłej chuliganerki, lubujący się... dobra, nie będę ich do końca demaskował).
Trzech irytujących inteligentów i niesamowite petary.
Tekst Karłowicza o polityce historycznej i mocny fakt: Muzeum Powstania Warszawskiego.
Gawinowy podział na Polskę liberalną i Polskę solidarną – i jest koncept dla zwycięskich kampanii wyborczych roku 2005.
Rocznik „Teologii” poświęcony mesjanizmowi i nagle – „Czterdzieści i Cztery” – pismo młodzieńców twierdzących, że od zawsze byli mesjanistami.
Polemika z tezą o nieuchronności sekularyzacji, o postępującej laicyzacji społeczeństwa i dowód: Karłowicz wymyśla Orszak Trzech Króli, który po kilku latach ogarnie setki polskich miast i miasteczek, jakby to była odwieczna tradycja! (...)
Do czego ma nas doprowadzić rzymski trop, na który wskazuje ósmy numer rocznika? Do zdania sobie sprawy, że alternatywa Wschód-Zachód jest fałszywa, że nasza tradycja płynie z Południa i na tym zasadza się nasza specyfika. Że polskość nie ma być miksturą dobranych w odpowiednich proporcjach ingrediencji Paryża i Moskwy, bo nosimy w sobie zupełnie inną godność, inaczej jesteśmy zakorzenieni. W rzymskim katolicyzmie, w republikanizmie i w łacińskości. „Polska będzie łacińska albo nie będzie jej wcale” – twierdzą redaktorzy rocznika, a Dariusz Karłowicz w charakterystycznym, mocno perswazyjnym stylu w efektownym tekście pt. „Ta karczma Rzym się nazywa” kreśli diagnozę i projekt jednocześnie rzymskiej Polski. Że tradycyjnie migotliwe to, że trudno oddzielić idealny wzór od opisu rzeczywistości, dobrze, dobrze, nie złośćcie się, czytajcie uważnie, pamiętajcie, że nieraz to już zadziałało, zaufajcie latom praktyki tych magów od wielkich słów. (...)