Marcin Makowski: Jak się pan czuje w szatach Hitlera? Właśnie do niego porównał pana podczas debaty w Muzeum Historii Żydów Polskich Adam Michnik.
Prof. Marek Jan Chodakiewicz: Gdy nie ma argumentów, oskarża się przeciwnika o bycie Hitlerem. I załatwione. To jest marzenie leniuchów intelektualnych. Notabene moja koleżanka z pracy dowiedziawszy się o tym zdarzeniu, bardzo się zdenerwowała, ale wytłumaczyłem jej, że temu środowisku sypie się system postkomunistyczny, który współtworzyło i dlatego jest zdesperowane. Stąd ekstremizm retoryczny. Ona rozumie te mechanizmy, ponieważ w połowie lat 80. odkryła i opisała infiltrację Afrykańskiego Kongresu Narodowego z RPA przez sowieckie KGB. Okrzyczano ją rasistką i agentką reżimu apartheidu, czyli zastosowano metodę reductio ad Hitlerum. W rezultacie odwołano jej nominację na wiceministra środowiska naturalnego w administracji Busha seniora. Wplątało się w to FBI i sprawa ślimaczyła się kilka dobrych lat. W tym czasie ją prześladowano. Tak się niszczy niezależnych badaczy. Pikanterii całej historii dodaje fakt, że jej rodzina padła ofiarą zarówno niemieckich narodowych socjalistów, jak i socjalistów międzynarodowych. Wywodzi się bowiem z Siedmiogrodu, a jakiś czas temu służyła jako dyrektorka World Jewish Congress.
Wie pan, że na Hitlerze się nie skończyło? „Kieruje się on zasadą Goebellsa, że kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą, i niestety ludzie zaczynają w to wierzyć”. To o pana warsztacie. Tym razem dr Alina Cała, członkini zarządu Stowarzyszenia Żydowskiego Instytutu Historycznego.
Jest to typowo nazistowski i bolszewicki modus operandi. Wódz daje sygnał, a pachołkowie zaczynają gryźć po kostkach. System taki doprowadzili do perfekcji właśnie Joseph Goebbels i Willi Münzenberg. To porównanie odzwierciedla mentalność ekipy, która mnie atakuje. (...)