Martin Pollack rysuje niesprawiedliwy obraz Polski. Oto odpowiedź na zarzuty, które stawia w austriackiej gazecie „Der Standard”.
Polska jest dla Martina Pollacka drugą ojczyzną. Polonistyka w Wiedniu, studia w Warszawie, doktorat na temat Elizy Orzeszkowej (ze względu na omawianie przez nią kwestii żydowskiej), życie studenckie, współpraca z opozycją demokratyczną, tłumaczenie dzieł polskich autorów powodują, że pisarz ma do Polski stosunek emocjonalny. Jego Polskę uosabiają elity III RP ukształtowane po zawarciu porozumienia Okrągłego Stołu w 1989 r. między komunistami i ugodową częścią opozycji. Podobnie jak innym zachodnim intelektualistom związanym z naszym krajem, takim jak Norman Davies, Timothy Garton Ash i Timothy Snyder, Polska zawdzięcza mu wiele.
Przyznanie się przez Martina Pollacka do bycia synem nazisty i uczynienie z tego osi swojej twórczości literackiej budzi wielki szacunek. Krytyka Polski nie jest koniunkturalna na zasadzie potępiania obcych i wybielania swoich w celu zaprezentowania się w lepszym świetle, ale przedstawiony obraz Polski nie jest prawdziwy.
W jednym z artykułów pisarz pyta, czy jego Polska już zginęła. W ostatnim eseju pt. „Polska: Schemat przyjaciel – wróg” twierdzi, że po objęciu władzy przez PiS pewien świat się skończył. Demokracja polega jednak na tym, że rządy zmieniają się w wyniku wyborów. Na Zachodzie zmiany rządów to przejaw demokracji, a nie jej braku. Dlaczego w Polsce miałoby być inaczej? (...)
FOT. JÜRGEN BAUER/FORUM