Zakończyły się uroczystości pogrzebowe śp. Jana Olszewskiego. Jaką spuściznę zostawił po sobie zmarły 7 lutego premier?
Piotr Semka: – Najlepiej zademonstrowali to ludzie, którzy tłumnie przybyli na pogrzeb do stolicy. Jan Olszewski kojarzył się z wartościami, które są dla ludzi bardzo cenne. Widziałem osoby, które na ten pogrzeb jechały całą noc z najdalszych regionów Polski – z Jeleniej Góry, Szczecina, Suwałk, Rzeszowa. Widać było spontaniczność. To nie był żaden dyrygowany tłum. Ludzie mieli własnoręcznie zrobione plakaty z wizerunkiem Jana Olszewskiego, flagi, proporce. Dla nich premier Jan Olszewski jest symbolem. Widać było wielkie, oddolne poczucie wdzięczności.
Jest symbolem przede wszystkim trzech rzeczy. Po pierwsze – bardzo poważnego traktowania kwestii suwerenności Polski. Po drugie – świadomości, że pewne mechanizmy, które wprowadził komunizm, stosunkowo długo trwały, i że mogą czasem mieć recydywę. Po trzecie był politykiem, który wskazywał na to, że politycy wywodzący się z tradycji Solidarności mają moralne zobowiązania do prowadzenia polityki prospołecznej. Nie chodzi o żaden socjalizm, ale o elementarną wrażliwość społeczną.
Antoni Macierewicz w wystąpieniu podczas mszy pogrzebowej stwierdził, że Jan Olszewski miał szansę w 1992 roku zachować swoje stanowisko, ale nie zyskałby wtedy tego autorytetu, który miał.
Gdyby Jan Olszewski zrezygnował z lustracji, to niewykluczone, że Lech Wałęsa by go na stanowisku premiera utrzymał, bo słabych premierów zawsze lubił. Ale pod warunkiem, że ci premierzy zginali kark nie tylko przed Wałęsą, ale przed Mieczysławem Wachowskim, czego wiele przykładów mieliśmy podczas rządów Jana Krzysztofa Bieleckiego. Natomiast premier Jan Olszewski wiedział, że warto postawić pewne sprawy, nawet za cenę zagłady własnego rządu.
Są oczywiście moi koledzy po piórze, którzy jak Rafał Ziemkiewicz twierdzą, że była to skłonność do pięknego polegnięcia zamiast wygrania. Ale w tamtych warunkach, w których tamten rząd się znalazł, nie było możliwości przetrwania. Gdyby poszedł na taką metodę, jak oszczędzenie Wałęsy, za cenę zlustrowania reszty, to jestem przekonany, że „Gazeta Wyborcza” pierwsza postawiłaby kwestię, dlaczego lustrowany jest na przykład Michał Boni, to dlaczego nie jest Lech Wałęsa. Jak nie wiesz jak się zachować, zachowuj się przyzwoicie. Olszewski postanowił ujawnić to, co jest w spisie, co najważniejsze przygotowywał komisję, która miała być kierowana przez prof. Adama Strzembosza, która miała się zająć przypadkami wątpliwymi i pokazywać całą złożoność poszczególnych życiorysów.
No właśnie, wtedy przedstawiano rząd Olszewskiego jako dzikich lustratorów, po jego obaleniu pojawiła się okładka tygodnika „Wprost” ze zdjęciem Jana Olszewskiego i napisem „Nienawiść”…
Ta okładka zawsze będzie się wlokła za tygodnikiem „Wprost”, ona była najbardziej drastyczna. Ale rozmaitych sugestii, że miało dojść do zamachu stanu, że rząd Olszewskiego chciał siłą wyprowadzić wojsko na ulicę było mnóstwo, więc nie mówmy tylko o „Wproście”.
Na przykład materiały „Gazety Wyborczej” mówiące o tym, że Olszewski chce dekomunizować zwykłych szeregowych członków PZPR?
Wtedy „Gazeta Wyborcza” publikowała teksty, w których głosiła, że są uzyskanymi przez jej dziennikarzy projektami. Potem się okazało, że te projekty nie miały nic wspólnego z rzeczywistością, ale stwarzały atmosferę zagrożenia. Pamiętam, że jeden z opisywanych prze „Wyborczą” projektów przewidywał lustrację do stopnia brygadzisty. Było to oczywiste rozpętywanie histerii.
Czytaj też:
Ostatnie pożegnanie Jana Olszewskiego. Były premier spoczął na Wojskowych Powązkach
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.