• Andrzej HorubałaAutor:Andrzej Horubała

Smutek po Gdyni

Dodano:   /  Zmieniono: 
Festiwal filmowy
Festiwal filmowy 
Są filmy powstające nie wiadomo po co. I są takie jak „Wołyń” – epopeja narodowa.

Wracam z Festiwalu Filmowego w Gdyni. Z głową pełną natrętnych obrazów, z chaosem głosów, z taką jajecznicą, rozklekotem w mózgu. Cztery filmy dziennie przez trzy dni, niecały nawet zestaw konkursowy, a i tak mam dosyć. Jest piątek wieczór, więc nie znam jeszcze skandalicznego werdyktu jury. Dominujące uczucia to jakieś totalne przytłoczenie, ciężar, brak możliwości nabrania powietrza i wydobycia się, przejścia na jakąś jasną stronę. Gdzież filmy afirmatywne? Gdzież dźwięki i obrazy kojące duszę?

(...)

Wychodzę z filmu Wajdy z lekkim niesmakiem, bo już w czasie urodzinowej krótkiej gali słyszę, jak próbuje się uaktualniać wymowę „Powidoków”. Że niby w naszych czasach zagrożona jest – podobnie jak za Stalina – wolność twórcza (nie przeczuwam, że film ten będzie wysłany za ocean, by reprezentować nas w walce o Oscara…). Nie jest więc lekko. Pewnie zawodowcom łatwiej przychodzi zanurzenie się w festiwalowym żywiole. Moja
wrażliwość cywila i amatora najwyraźniej nie przyzwyczajona jest do takiej dawki różnorodnych stymulacji. I nie pomaga nawet cowieczorne wino z przyjaciółmi: tego się nie daje tak łatwo spłukać.

(...)

Zupełnie inna sprawa z „Wołyniem”. To dzieło totalne. Oszałamiające. Wojtek Smarzowski, w swoich ostatnich dwóch filmach wchodzący w niesmaczny flirt z gorszą publicznością i dresiarskim rechotem, powraca jako artysta narodowy. Jakby nie było „Drogówki” i „Pod Mocnym Aniołem”, funduje nam kino obywatelskie, epopeję narodową, dzieło totalne. „Wołyń”, rozpoczynający się od długiej sekwencji polsko-ukraińskiego wesela, od razu lokuje nas w centrum tragedii.

(...)

Pominięcie tego filmu przy nagrodach głównych jest przecież czymś niesamowitym. Obraz, który dystansuje filmy, często powstające nie za bardzo wiadomo po co. Obraz, który przywraca godność polskiemu kinu, sytuuje znów reżysera filmowego jako wielkiego maga zbiorowej wyobraźni, pokazując, czym może być artystyczny gest: indywidualny, a jednocześnie wyrastający z poczucia odpowiedzialności za wspólnotę.

Cały artykuł dostępny jest w 40/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także