Maciej Chmiel: Jak wyglądały kulisy powstania twojej nowej płyty „Rzeźba dnia”?
Renata Przemyk: Robiłam tę płytę dłużej niż wcześniejsze, które powstawały za jednym podejściem, w czasie sesji trwających dwa tygodnie. Zawsze goniły mnie terminy, trzeba było pamiętać o kosztach studia i efekt był taki, że pod koniec takiej sesji traciłam dystans do mojej pracy. Teraz, przy braku kontraktu płytowego, miałam dużo czasu i dzięki temu komfort pracy. Spotykaliśmy się z Jarkiem Baranem, moim producentem, trafiając w swoje wolne dni, i dopracowywaliśmy kolejne wersje z dystansu. Całość prac – od pomysłu do zamkniętej całości – trwała dwa lata. I wtedy dopiero odbyłyśmy razem z menedżerką spotkania z wytwórniami płytowymi, by ostatecznie podpisać kontrakt z tą, która była zachwycona tym, co im przyniesiono (śmiech).
Przyznam, że jestem pod dużym wrażeniem jakości tej płyty.
Poczułam, że nie muszę się ograniczać, że najważniejsza w doborze środków jest idealna symbioza z treścią. (…)