Ten najważniejszy dla Amerykanów – że to wielka postać współczesnego kina – dla Polaków będzie najmniej istotny. Było bowiem tak, że w czasach, gdy rozbłysła komediowa gwiazda Candy’ego, żyliśmy jeszcze w PRL, za żelazną kurtyną, i jego najważniejsze filmy do nas nie docierały. Zaczęło się to zmieniać po 1989 r., gdy wybuchł boom na kasety wideo.
Niejeden widz będzie więc przecierał oczy ze zdumienia, oglądając dokument Colina Hanksa. To Candy był tak sławny? I naprawdę tylko trzy razy w historii Kanady zamknięto autostrady, by kogoś przepuścić? Tak, raz dla papieża, raz dla prezydenta USA i trzeci raz, gdy trumna z ciałem Candy’ego wracała do kraju, a wszyscy policjanci salutowali. I naprawdę krytycy i koledzy po fachu porównują go z Chaplinem? Owszem, jeśli idzie o humor połączony z głęboką empatią, zrozumieniem dla ludzkiego losu – tak jest.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
