Radosne gaworzenie Hajdabombera z Demokratorem w tle
  • Piotr GociekAutor:Piotr Gociek

Radosne gaworzenie Hajdabombera z Demokratorem w tle

Dodano:   /  Zmieniono: 

Jakie to miłe – jeszcze się Dzieciątko nie pojawiło w stajence, a już dokoła słychać radosne gaworzenie. Na przykład w świątecznym numerze „Pulsu Biznesu”. Wielki blok świątecznych życzeń otwiera tekst Jacka Zalewskiego który cieszy się bardzo z tego, że ze zdecydowanej większości pomieszczonych na kolejnych czterech stronach wypowiedzi nababów polskiego kapitalizmu bije optymizm.

Radość części tzw. „środowisk biznesowych” jest zrozumiała. Ci, którzy zbudowali swe firmy na, jak to się drzewiej mówiło, dojściach, wiedzą, że póki rządzi Polską odpowiednia sitwa, to krzywda im się nie stanie. „Fortuna nasza przy Tuskowiczach wyrosła” mogliby wyhaftować na sztandarach z jakimiś ukradzionymi tytułami szlacheckimi (w końcu Sowieci i Niemcy wytracili tyle rodów, że jest po kim herby i sygnety kraść) . Oczywiście nie tylko, bo jeszcze przy Millerowiczach, Kwaśniewiczach i innych, poczynając od nestora rodów, sławetnego księcia Beneficyenta Transformowicza Ustrojowa.

Dlatego z „biznesowych życzeń generalnie przebija optymizm. I trudno żeby było inaczej” cieszy się Zalewski. Jak tu się nie cieszyć, kiedy „kryzys 2013 naprawdę istnieje głównie w głowach”. No i „optymizmowi biznesu sprzyja okoliczność, że rok 2013 jest w Polsce drugim kolejnym bez żadnych wyborów ogólnokrajowych”. Dobrze jest, jak jest, kryzys wymyśliły pismaki, kto nie wierzy, ten psiajucha, i oby się nic nie zmieniło. Byle rządzili nami ludzie rozsądni, odpowiedzialni i europejscy. A wybory – wiadomo, nie wiadomo jak się mogą skończyć. A nuż jakiś oszołom zacznie mówić coś o zwalczaniu korupcji i o tym, że kapitał ma narodowość, a niekiedy nawet teczki w Moskwie.

Ktoś powie – ale to rzecz oczywista, ludzie biznesu lubią spokój, tak było jak świat światem. Ale skoro tak, to dlaczego oprócz ogólnie słusznych zapewnień o tym że jest byczo i będzie jeszcze byczej (albo krowiej –stawiam, że krowiej) w tych samych tekstach pojawiają się wezwania do działania? Bo o to przedsiębiorcy „mają prawo oczekiwać od władzy, że bez ciśnienia kampanii wyborczej będzie podejmowała i wprowadzała decyzje w długim horyzoncie czasowym, a nie tylko administrowała”. Czyli nie jest największym na świecie przyjacielem biznesu owa władza? Czyli przez lata rządów „administrowała”? To może coś z nią nie w porządku jest – na przykład głupia, leniwa, albo zwyczajnie oszukańcza – w końcu obiecywała co innego.

Oj nie, tak daleko krytyka iść nie może. Przypomina się PRL, w którym nieustannie nawoływano do działania: że trzeba reformować, intensyfikować, nie bać się decyzji, unowocześniać, gonić i przegonić. Ale oczywiście wszystko to w cieniu tonu propagandy ogólnej – że jest świetnie, przodujemy w produkcji stali i węgla, mamy najlepsze pod słońcem sojusze (pust’ wsiegda budiet solnce) et cetera.

W „Pulsie biznesu” dziś także kolejny odcinek serialu „Jak szef Giełdy Papierów Wartościowych kręcił film”. Historia jest pyszna, a mało znana.

W skróci chodzi o to, że współpracownik Ludwika Sobolewskiego, szefa Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie zaangażował się w gromadzenie środków na produkcję filmu, który jest z kolei inwestycją... partnerki Sobolewskiego. Propozycje zainwestowania w dzieło Patryka Vegi pt. „Klątwa faraona” dostały m.in. spółki z rynku NewConnect i wybrani autoryzowani doradcy. Kilka miesięcy temu „Puls biznesu” informował, że Emil Stępień, dyrektor ds. regionalizacji GPW ze służbowego (!) maila rozsyłał takie oto informacje:

„Mam przyjemność i satysfakcję poinformować Państwa, że proces zawiązywania konsorcjum inwestorów w celu zainwestowania w produkcję filmową przeznaczoną do szerokiego rozpowszechniania, przebiega bardzo pomyślnie i wszedł w decydującą fazę […] Przesyłając Państwu projekt umowy inwestycyjnej uprzejmie prosimy o podjęcie definitywnej decyzji inwestycyjnej”

To nie koniec: współwłaścicielem firmy Ent One, która produkuje film Vegi jest Anna Szarek - prywatnie partnerka Ludwika Sobolewskiego. Dwa miesiące temu Sobolewski tłumaczył się: „doskonale zdaje sobie sprawę, że mam w tej sprawie osobisty - potencjalny - konflikt interesów”. Dodajmy, że Anna Szarek to nie tylko partnerka Ludwika Sobolewskiego, ale także aktorka. To ona gra główną rolę w "Klątwie faraona". Według dokumentów rozsyłanych do potencjalnych inwestorów przez firmę Ent One film może w kinach liczyć na publiczność porównywalną z "Listami do M.", co oznacza 10,5 mln zł wpływu oraz ponad 3,5 mln zysku. Jak ów zysk miał być dzielony? Wszyscy inwestorzy mieli podzielić się 70 proc. pieniędzy, a pozostałe 30 proc. mają po połowie wziąć Patryk Vega i Anna Szarek.

Sobolewski deklarował, że Anna Szarek pozbędzie się udziałów w firmie na rzecz wspomnianego na początku Emila Stępnia. Do dziś tak się jednak nie stało. Sprawą zajęła się rada GPW która zleciła w tej sprawie wewnętrzny audyt. Wyniki audytu są - i mówią, że Sobolewski ewidentnie złamał zasady.

Minister skarbu Mikołaj Budzanowski zwołał więc walne zgromadzenie akcjonariuszy GPW z punktem „zmiany w zarządzie”. Jeśli Sobolewski sam nie odejdzie, to państwo, jako większościowy udziałowiec, po prostu go odwoła.

W dzisiejszym „Pulsie Biznesu” „osoba dobrze znająca sprawę” mówi, że minister to „propaństwowiec”, więc „chce dać sygnał, że nie ma możliwości łamania żelaznych zasad, także etycznych”. Cóż, o ile sprawę „Klątwy faraona” opisuję, by wszyscy wiedzieli jak się w Polsce robi kino i interesy, to ta ostatnia deklaracja wzbudza już we mnie pusty śmiech. Przedstawiciel rządu PO stający w obronie „żelaznych zasad, także etycznych” to coś takiego, jak kacyk plemienia ludożerców przygotowujący petycję przeciw pożeraniu ludzi.

Teraz o zagranicznym gaworzeniu. Obywatel Gubernator-Demokrator Władimir Iljicz Putin spotkał się z dziennikarzami i powiedział, że skutecznie kontroluje sytuację w kraju (mam nadzieję, że chodziło mu tylko o Rosję, ale nigdy nie wiadomo). A w sprawie zwrotu do Polski wraku Tupolewa stwierdził, że „nie miesza się do śledztwa”. Znaczy, „skutecznie kontroluje”, ale już nie w prokuraturze. Niezależność rosyjskiej prokuratury jest, jak wiadomo, legendarna. Putin powiedział też, że nie sądzi by Rosjanie „powinni trzymać się wiecznie tego wraku”. Wiecznie nie, ale może tak dwieście albo sto lat? Albo choć tyle, ile trzymają się ukradzionych Polsce podczas II wojny światowej dzieł sztuki i bibliotecznych zbiorów?

Ale rekord w gaworzeniu należy jednak do dzieciątek krajowych. Na ostatniej stronie łososiowych (gospodarczych, znaczy) „Rzeczpospolitej” wywiad z Grzegorzem Hajdarowiczem, wydawcą „Rz”, „Sukcesu”, „Przekroju” oraz poddanego transformacji ustrojowej „Uważam Rze” (czytaj: ukradzionego ludziom, którzy wymyślili pismo i poprowadzili do sukcesu).

Hajdarowicz oburza się na „Pawła Lisickiego jego współpracowników”, bo ich wypowiedzi wykazują „kompletną indolencję gospodarczą” (chodzi o zarzuty, że odwołując Lisickiego i tracąc oryginalny zespół tygodnika zamordował dochody z tygodnik a – sprzedaż wszak spada na łeb, na szyję). Niektóre wypowiedzi Hajdabombera (to taki facet, który krąży po Polsce i wysadza w powietrze różne biznesy medialne) są naprawdę zabawne. Na przykład „ze szczególnym zdumieniem czytam o rzekomym zysku, jaki wypracowywało „Uważam Rze”. Hajdarowicz przypomina, że miał wysokie koszty związane z ”wynagrodzeniem zespołu”. A, bandyci, a chciwcy! Zamiast pracować w klatkach i żreć opadłe z drzew banany oraz zgniłe kokosy, niewolnicy wypłacali sobie pensje! I to jak bezczelnie – tuż pod nosem właściciela! W dodatku wysokie! Swoją drogą, skoro nie przeszkadzało to Hajdabomberowi przez okrągły rok, to może działał na szkodę spółki, nie wyrzucając nas wcześniej?

Ale uwaga – kawałek dalej czytamy, że tygodnik „wychodził ekonomicznie na niski plus”. No to w końcu jak? Były „rzekome zyski” czy „niski plus”? A teraz uwaga: „koszty [tygodnika] były pokrywane z jego sprzedaży, bo reklamodawcy niechętnie patrzyli na reklamowanie się w >Uważam Rze<. To ogromna praca zespołu biznesowego doprowadziła do tego, że w tym tytule w ogóle znalazły się reklamy, głównie dzięki pakietom reklamowym z innych tytułów”. Pan Hajdarowicz twierdzi więc niniejszym, że reklamy w „URze” pojawiały się dlatego, że reklamodawcy pchali się drzwiami i oknami do „Przekroju”, „Sukcesu” i „Rz”, a bohaterscy handlowcy „na doczepkę” dokładali im reklamę w najchętniej kupowanym tygodniku w Polsce. Aha, a mercedesy w Polsce rozdaje się do wafelków „Grześ”, panie Grzegorzu. To typowy model biznesowy. Tylko skąd się brały reklamy w „URze” zanim nastał Hajdabomber? Ani chybi redaktorzy potajemnie wykupywali, ze swoich niebotycznych, złodziejskich pensji.

Czołówka „Wyborczej” to dziś „Niekochani inaczej”. Jak czytamy w leadzie to „największe polskie badania ludzi homo- i biseksualnych. Wciąż czują się dyskryminowani, osamotnieni. Nastolatki wielokrotnie częściej niż ich heteroseksualni rówieśnicy myślą o samobójstwie.” Jakie to obiektywne badania? Uwaga, przeprowadziła je ”obiektywna” Kampania Przeciw Homofobii i równie obiektywne Stowarzyszenie Lambda. Jak to zrobiły? „Przepytały ponad 11 tys. osób homo biseksualnych. Głównie przez Internet”.

No i co? No i pstro Wszystko na temat, nawet nie ma co komentować wyników.

Co ciekawe, w tym samym tekście „GW” występuje prof. Ireneusz Krzemiński, który trzeźwo zauważa: „imponująca jest liczba respondentów w czasach, gdy w Internecie badaczom trudno zmobilizować do wypełnienia ankiety. Widocznie ta grupa ma wielką potrzebę wyrażenia opinii. Ale przestrzegałbym przed uznaniem ich odpowiedzi za reprezentatywne dla całego środowiska.”. Krótko mówiąc, Krzemiński wyraźnie stwierdza, że badania do których ludziska zgłaszają się dobrowolnie, żeby sobie ulżyć, są warte funta kłaków. Co nie przeszkadza „Wyborczej” robić z nich czołówki gazety.

Jako że piszę ten przegląd mediów z Górnego Śląska, zajrzałem i do lokalnego „Dziennika Zachodniego”, należącego do rodziny „Polska The Times”. Pominąłem tekst „Ślązak ze Ślązakiem potrafią się dogadać. Świąteczny cud?” bo polemika między liderem ruchu Polski Śląsk Piotrem Spyrą oraz Jerzym Gorzelikiem, liderem Ruchu Autonomii Śląska, nie ma sensu z dwóch podstawowych powodów. Po pierwsze, pan Spyra jako wicewojewoda z ramienia PO, która to partia wciągnęła RAŚ do rządów ma akurat najmniejsze prawo do jej kontestowania (odsyłam do porównania z kacykiem plemienia ludożerców). Po drugie, z pana Gorzelika jest mniej więcej taki sam Ślązak, jak ze mnie buddyjski mnich. Więc na śledzenie polemiki cynika z imitatorem naprawdę szkoda czasu.

Bardziej zaciekawił mnie (ach, ta tabloidyzacja mediów i odbiorców) tekst o życiu erotycznym… no właśnie nie wiadomo kogo. Bo z tytuły wynika że posłów („Agresywni na mównicy, a nudziarze w sypialni”), z leadu, że polityków w ogóle („agresja zastępuje niektórym politykom życie erotyczne”), a z tekstu, że o ludzi w ogóle (we Francji jeden z portali erotycznych przed wyborami prezydenckimi sprawdził „jakość życia seksualnego wyborców prawicy, lewicy i radykałów”).

Zaciekawiło mnie szczególnie to ostatnie sformułowanie: „prawica, lewica i radykałowie”. Wynika z niego, że „radykał” to taki ktoś, kot nie jest ani z lewicy, ani z prawicy, tylko nie wiadomo skąd – kategoria osobna. To w sumie dobra wiadomość. Nie będzie już można straszyć „prawicowymi radykałami”, bo albo „z prawicy”, albo „radykał”. Ale tak naprawdę znacznie ciekawsze jest sformułowanie, że politycy „agresywni na mównicy to nudziarze w sypialni”. Jeśli to prawda, to kobiety Stefana Niesiołowskiego muszą zasypiać z nudów zanim jeszcze w ogóle wejdą do sypialni.

No i byłbym całkiem zapomniał: jako że „Super Express” wyznaczył koniec świata (wszak dziś 21.12.2012) dokładnie na dziesiątą rano, która właśnie – gdy piszę te słowa - minęła, to chciałbym wszystkim serdecznie pogratulować przetrwania. I przy okazji zauważyć, że to wielka klęska nie tylko samozwańczych proroków zagłady, ale i rządu Donalda Tuska. Gdyby rzeczywiście świat skończył się w piątek dziesiątej rano, pan premier i jego współpracownicy mieliby pewność, że już nigdy i przed nikim za nic nie będą odpowiadać. A tak – to się jeszcze zobaczy.

A jako że to mój ostatni przegląd mediów przed świętami Bożego Narodzenia, życzę wszystkim Czytelnikom rodzinnych, szczęśliwych i cudownych świąt. Bóg się rodzi, moc truchleje, prędzej czy później wiatr zmian zawieje. A jak pisał Gałczyński:

"Gdy wieje wiatr historii,
Ludziom jak pięknym ptakom
Rosną skrzydła, natomiast
Trzęsą się portki pętakom".

Czytaj także