O czym miałyby pisać gazety, zwłaszcza te antykatolickie, gdyby nie było Kościoła? I nie chodzi wcale o konklawe, bo tu media jakoś nie potrafią wyjść poza banalną sprawozdawczość i garść plotek. Akurat w tej kwestii różne „vaticanleaks” nie są wcale takie „leaks”.
Aby zrozumieć dlaczego tak się dzieje warto zajrzeć głęboko na 17. stronę „Naszego Dziennika”. Przeczytamy tam niezbyt duży tekst pt. „Strajk szkolny w Pakistanie”. Kogo to obchodzi? Powinno nas wszystkich. Przede wszystkim z poczucia solidarności wobec prześladowanych tam chrześcijan – jeśli ktoś nie wierzy to przekona się, że polscy geje nie są wcale najbardziej gnębioną grupą na świecie. Warto to przeczytać dla pewnej refleksji dotyczącej charakteru naszej cywilizacji. Otóż pakistańscy chrześcijanie to garstka ludności swojego kraju. Są też bardzo ubodzy. Ale jednocześnie Kościół Katolicki i inne denominacje chrześcijańskie prowadzą w kraju nad Indusem najlepsze szkoły. Wysyłają tam swoje dzieci muzułmańskie elity. Więc gnębieni chrześcijanie w samoobronie jedyne co mogą zrobić to zamknąć owe szkoły.
Jakość chrześcijańskich szkół to nie tylko specyfika Pakistanu. To norma na całym świecie. Właściwie wszystko w naszej cywilizacji jest ufundowane na dorobku kościołów chrześcijańskich, ze szczególnym uwzględnieniem łacińskiego. To musi budzić frustrację wszystkich osobistych wrogów Pana Boga i księdza proboszcza.
Egzemplifikację tegoż znajdziemy w dzisiejszej „Gazecie Wyborczej”. Całą drugą i trzecią stronę poświęca przekonywaniu że Kościół, tradycjonalizm i „konserwa” są be, a rewolucja obyczajowa to coś, co zbawi ludzkość. Zaś najlepszym kandydatem na papieża – to już kilka stron dalej - jest austriacki kardynał Schoenborn. Co go predestynuje? Fakt tolerowania jakiegoś geja w radzie parafialnej, oraz względna akceptacja antykoncepcji. To tylko tyle wystarczy, aby zostać papieżem?
Tak przy okazji „GW” sama strzela sobie w stopę. Zamieszcza badania nad stresem gnębiącym Polaków. Wychodzi z tego, że najmniej zestresowane są osoby religijne. Gdyż się modlą, co językiem psychologii można określić jako umiejętność wyciszenia się i zdystansowania w stosunku do źródła stresu. Także poglądy polityczne mają wpływ na nerwy. W największym dygocie żyją lewicowcy. „Z badań wynika, że mają mniej wsparcia u bliskich. Osoby deklarujące poglądy prawicowe mówiły, że w chwilach stresu zajmują się domem, garażem, wybierają rozmowę z rodziną. Więcej z nich deklaruje też, że ma w swoim otoczeniu kogoś, kto działa na nich kojąco w nerwowych momentach życia” – radośnie zaleca nam właściwy wybór „Gazeta”.
W tygodniku „Polityka” tamtejszy watykanoznawca Adam Szostkiewicz pisze jaki powinien być papież idealny. Tekst możemy pominąć, gdyż w 2005 r. tenże autor gorąco zapewniał publikę, iż kard. Ratzinger ma zerowe szanse na papieski wybór. A dalej sylwetka ks. FLB, czyli Franciszka Longchamps de Berier. Postępowa ludzkość ma pewien problem z księdzem, który bluźnił przeciw dogmatowi o chwale in vitro. Ksiądz ów niestety nie jest ciemnym wikarym z prowincji. Studiował za Oceanem – a to salonowi zawsze imponuje – i zna pięć języków obcych. Co gorsza, jego wykłady cenią też studenci. Na szczęście ma dyskredytujące wady: „Nosi eleganckie płaszcze i spinki przy mankietach”. Jest nieskromny, bo jest – co „Polityka” podkreśla tu i tam – szlachcicem.
Trudno dziś wyjść w gazetach z tej lewicowej obsesyjnej fascynacji wielkością Kościoła i wiary. A przecież warto przeczytać coś bardziej zsekularyzowanego. Szanse na to dają tylko media, które mają zdrowy stosunek do Kościoła. Np. „Gazeta Polska”: „Młoda dziewczyna z działu marketingu Agory mija na korytarzu Adama Michnika. ››A ten jąkała to co za jeden i po co się tu pęta‹‹ - pyta przerażonych kolegów”. Taka anegdotę przytacza autor tekstu o upadku i wizerunkowej katastrofie Adama Michnika. Czyta się to z błogą przyjemnością, w sam raz do dobrej kawy i jakiegoś ciastka.