Zdaniem Baranowskiej argumenty używane przez prezydent Warszawy są nietrafione i spóźnione. – Przez ostatni tydzień mieliśmy bardzo różny przekaz płynący z ratusza. Wiceprezydent Jóźwiak zarzekał się, że właściwie nic złego się nie stało. Teraz Hanna Gronkiewicz-Waltz wróciwszy po urlopie przyznaje, że jednak niektóre decyzje były pochopne i zapowiada wyciągnięcie konsekwencji. Nie jest to jednak sytuacja do pozazdroszczenia, ponieważ mówimy o sprawach, które opinii publicznej były znane już od dłuższego czasu – podkreśliła dziennikarka.
– W czasie, kiedy Gronkiewicz-Waltz sprawuje władzę w Warszawie, stolicą rządzi jej partia, której była wiceprzewodniczącą. Jej dzisiejsze tłumaczenia i apel o ustawę reprywatyzacyjną są trochę zabawne. To nie jest tak, że "Gazeta Wyborcza" opisała zjawisko, o którym nikt nie wiedział. To nie są nowe informacje, ale dopiero, kiedy mleko się wylało i wybuchła afera medialna, ratusz zaczyna mówić o tym, że potrzebna jest ustawa. To wszystko pogrąża Gronkiewicz-Waltz jako prezydenta Warszawy i jako polityka Platformy – oświadczyła dziennikarka "Do Rzeczy".
Jak dodała, lider PO Grzegorz Schetyna przyjął na razie strategię, w której stoi murem za Hanną Gronkiewicz-Waltz. – Myślę jednak, że to się może zmienić. Pamiętajmy, że w prokuraturze toczy się chyba 11 różnych postępowań ws. reprywatyzacji, a część z tych zawiadomień pochodzi od CBA. Sprawa jest naprawdę poważna i prędzej czy później zarzuty mogą się pojawić. Pytanie, czy będą to zarzuty dla urzędników, czy samej Gronkiewicz-Waltz. To nie jest wykluczone i myślę, że wtedy narracja PO się zmieni – stwierdziła Baranowska.
dmc
Fot. Do Rzeczy
TVN24