Dziś mija dokładnie tydzień od Rady Krajowej Platformy Obywatelskiej, podczas której Donald Tusk oficjalnie powrócił na polską scenę polityczną. Po kilku tygodniach medialnych spekulacji były premier przejął przywództwo w partii. Jako nowy wiceprzewodniczący będzie pełnił obowiązki szefa ugrupowania do czasu formalnych wyborów.
Było to możliwe dzięki rezygnacji Borysa Budki z funkcji przewodniczącego Platformy Obywatelskiej i rezygnacji z funkcji wiceprzewodniczących Ewy Kopacz oraz Bartosza Arłukowicza.
Z nieoficjalnych ustaleń mediów wynika, że były premier dał sobie rok na odbudowę Platformy Obywatelskiej. Po tym czasie, ma poddać się autoweryfikacji.
"Akt wielkiego patriotyzmu"
Jak nie trudno się domyśleć, decyzja Donalda Tuska ma swoich przeciwników i zwolenników. Zdecydowanie uznanie dla niej zadeklarował redaktor naczelny tygodnika "Newsweek" Tomasz Lis.
"Donald Tusk zrezygnował z wygodnego życia w pięknym mieście, aby od świtu do nocy zderzać się z agresywną, chamską i brutalną polityczno-propagandową bandyterką" – napisał na Twitterze dziennikarz. "Oczywiście wiedział co robi i na co się pisze. Tym bardziej jego decyzję należy uznać za akt wielkiego patriotyzmu" – dodał Lis.
"Przegra wybory i Bruksela bądź Berlin znów go przyjmą"
Redaktorowi naczelnemu "Newsweeka" postanowił odpowiedzieć Adam Adruszkiewicz, którego do sympatyków Donalda Tuska zaliczyć nie sposób.
"Wolałbym zdecydowanie, aby Tusk nadal wiódł to 'wygodne życie' w Brukseli i tam służalczo nakładał marynarki obcym politykom, co uwielbia robić - niż żeby wracał do Polski i znów tu szczuł. Ale spokojnie, przegra wybory i Bruksela bądź Berlin znów go przyjmą. Wszak pokorny polityczny lokaj zawsze im się przyda" – napisał na Facebooku polityk.
Czytaj też:
Nieoczywisty efekt powrotu Tuska? Jastrzębowski: Może zrobić dużo dobrego dla PolskiCzytaj też:
Ujawniono plan Tuska. "Daje sobie rok"