Pierwsza połowa roku minie pod znakiem kampanii wyborczej do europarlamentu. PO będzie ją zapewne toczyć pod ulubionym hasłem Tuska: „Polska to my”. Nie zabraknie też straszenia: „Albo Platforma z Europą, albo chaos bez Europy”. (…)
Nowy rok Donald Tusk teoretycznie powinien zaczynać z błogim poczuciem personalnej wygranej. Na platformerskim ringu premier nie ma już żadnego wyraźnego rywala. Czy jednak po zniknięciu Jarosława Gowina i marginalizacji Grzegorza Schetyny podejrzliwe oko premiera nie spocznie na kolejnych podejrzanych? Może na Cezarym Grabarczyku, który jako szef platformerskiej spółdzielni może być podejrzany o zbytnią samodzielność? A co z Radosławem Sikorskim? Skąd wzmianki o możliwości objęcia MSZ przez Jacka Protasiewicza?
Najbardziej zagrożony jest Rafał Grupiński, który jako jeden z ostatnich schetynowców w czołówce PO najszybciej może zapłacić odwołaniem z funkcji szefa klubu PO za swoją lojalność wobec „Shreka”. Trudniej będzie Tuskowi ukarać za hardość innego jawnego schetynowca – Andrzeja Halickiego, dopiero co wybranego na szefa mazowieckiej Platformy.
A co z samym Schetyną? Na razie Protasiewicz jako nieformalny herold Tuska wysyła jasny sygnał: jeśli Schetyna zaakceptuje obecne upokorzenia, to może doczeka się zsyłki do Brukseli. Równie dobrze może nie dostać niczego. Protasiewicz, znów w imieniu Tuska, może rozłożyć ręce i ogłosić, że Grzegorz nie znalazł uznania kolegów przy konstruowaniu list do Brukseli. Lider PO dobrze wie, że Schetyna ma niewielkie pole politycznego manewru. Ten wieloletni brutalny egzekutor partyjnej dyscypliny jest dziś śmieszny w roli rzecznika pluralizmu w partii. (…)
Tusk wymyślił nowy genialny pomysł na obsadzanie czołówki swojej partii i rządu. Wysuwa na czoło Platformy kobiety pozbawione politycznych ambicji i sprzedaje to jako politykę parytetów.Od absolutnie powolnej sobie Ewy Kopacz jako pierwszej wiceszefowej PO, poprzez niezbyt lubianą w partii Hannę Gronkiewicz-Waltz, do zapatrzonej w Tuska Elżbiety Bieńkowskiej jako superwicepremiera.
Platforma coraz bardziej staje się filią rządu. Symbolem tego odwrócenia hierarchii stało się przesunięcie Pawła Grasia z funkcji rzecznika rządu na stanowisko sekretarza generalnego. To sygnał, że to w okolicach gabinetu Tuska robi się kariery, a nie w partii. Partia ma słuchać premiera i służyć rządowi. A Tusk chce być liderem zarówno rządu, jak i Platformy jeszcze długie, długie lata.
Wielokrotne podkreślanie przez Tuska potrzeby silnego przywództwa zaczyna sprawiać wrażenie obsesji. Slogany o „żelaznej linie” między liderem a partią brzmią jak z posiedzeń stalinowskiego politbiura. Czy to już jakaś psychoza, czy jedynie brutalny pragmatyzm w kierowaniu partią? (…)