Karwelis: Jezu, jak ja bym chciał, żeby tak było

Karwelis: Jezu, jak ja bym chciał, żeby tak było

Dodano: 
Kobiety w maseczkach, zdjęcie ilustracyjne
Kobiety w maseczkach, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Pixabay
4 stycznia, dzień 673. Wpis nr 662 | No i sobie zrobiłem wpis o tym jak się foliarzy przepowiednie spełniają. Tyle, że to nie były jakieś wizje, które miały u podstaw jakieś szamaństwo, tylko wbrew pozorom logiczne konstatacje, że to odjazd ze światem, jak np. taki, że trzeba być zdrowym, żeby cię lekarz przyjął.

Jak o tym napisałem w jednym z ostatnch wpisów, to się na mnie rzuciły zaraz trolle, żem foliarzem. Od razu pokazała się obmierzła socjotechnika dla ubogich, bo przypisano mnie od razu do grona kompletnego odjazdu, i zamiast odniesienia się do argumentów poszło w stronę cytowania jakichś paranoi spod znaku wspólnego płaskoziemstwa.

Ja jestem obity bez znieczulenia z takimi bytami. To płatne trolle, albo pożyteczni idioci. Czasami zdarzają się zawodnicy ciężkiej wagi, widać, że nie za darmo. Poznać po tym, że mają zawsze pod ręką dane na swoją korzyść, i że są (zadeklarowanymi) lekarzami, którzy są tak zajęci, że nadają po 6 godzin dziennie i odpowiadają (rzecz jasna z sali operacyjnej) w pięć minut. I z nimi jest wbrew pozorom… najlżejsza jazda. Najgorsi są ci drudzy. Ci, co w to wierzą. Co cię zaatakują zawsze. Nie dadzą ci wyboru i wsadzą od razu do grona wykluczeńców. Ale z nimi rozmowa jest krótka: jak dochodzi do rozmów o faktach – znikają. Tuszę, że w swoich bańkach.

Nowa normalność?

A więc chciałbym tu oświadczyć sobie, koronaultrasom i może na wyrost – wszystkim koronasceptykom, choć ci pewnie myślą jak ja -, że przynajmniej ja marzę o tym, by wasze, koronaentuzjastów, nadzieje się spełniły. Marzę o tym, by szczepionki dały nam/wam to co obiecały, żebyśmy wyszli, może nie na starą, ale, nich będzie, na nową, normalność. Ale nie ma zmiłuj. Ja się nie urodziłem antyszczepionkowcem czy foliarzem. Nie wiem czy są w ogóle takie geny.

Ja bym chciał, by wrócić do starego, by mieć czas na książki, na relacje, wreszcie na relaks w samotności. A tu nie. Nie można, bo rzeczywistość skrzeczy. Ba, żeby rzeczywistość skrzeczała jedynie w tej wyimaginowanej formie, że tylko w głowie człekowi coś nie pasuje w dysonansie poznawczym. Nie, ona skrzeczy stugębnym chórem gości cię napominającym, że powinieneś, żeś nieodpowiedzialnym, że zabijesz jak się nie przyłączysz. Hałas chaosu.

Naprawdę. Ja bym chciał byśmy wszyscy wyszli na światło dzienne, byśmy podróżowali, nie musieli trzymać dzieci po domach, zamiast w szkołach, nie zamykać firm. Chciałbym tak jak wy. Ale cóż mogę zrobić, jak przeklęty, sponiewierany relatywizmem aniołek faktów siedzi mi na ramieniu i mówi, że to wszystko nie tak? Że podsuwa grafy, wykresy, statystyki i pokazuje nieubłagalnym palcem na przeklętą logikę?

Cóż mogę poradzić, że na innych ramionach siedzi, na bank, nie aniołek i przekonuje do czegoś odwrotnego – że wszystko, choć zmienne i sprzeczne, jest ok. Że nawet nie wiesz, że u podstaw tego wszystkiego leży twój strach, który każe ci wyzbyć się wszelkich zasad społecznych i sprowadzić do poziomu zwierzęcia, które walczy wyłącznie o przetrwanie, nie o wartości, które odróżniają cię kulturą od natury.

Jezu, jak chciałbym, żeby to tak było, jak wszyscy (?) opowiadają dookoła. Żeby szczepionki zadziałały (no, nie działają), żeby lockdowny były efektywne (no, nie są), żeby te wszystkie cyrki były chociaż koniecznym kosztem poprawy i powrotu do czegoś co będzie, dzisiaj nawet, niechby tylko ułudą dawnej „normalności”. Boże, jak bym chciał, byśmy wszyscy wyszli na świat pewnego dnia, i żeby wolność nam kazała tańczyć całą noc, w poczuciu, że to nie sen.

Ofiary systemu

Ale nie. Nie ma miejsca na moje marzenia. Ci, którym się to marzenie nie spełniło są źli na… mnie i na takich jak ja. Bowiem z jednej strony, zamiast zajęciem się problemem do rozwiązania, widzi się tylko podstawionych winnych tego stanu (to my, foliarze), co tylko utwierdza stan zastany, nie walcząc z realnymi przyczynami. Albo z drugiej strony dostarcza się koronaentuzjastom argumentów o roli 5G w transmisji kowida, czy nanoczipach z płodów ludzkich, które nas zdepopulują. I tak bujając się między ekstremami odjazdu możemy pobywać w swoich bańkach komfortu samoignorancji indukowanej. Ale komfort takiego stanu nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, która – jak uczy doświadczenie – prędzej czy później, ale im później tym bardziej, dopadnie ze swoją realnością tych, którzy ją wcześniej wypierali.

Jest taki ciekawy fragment w Quo Vadis Sienkiewicza. Mowa tam jest o ponurym plemieniu sekty chrześcijan. Otóż oni, rzecz jasna w jakiejś niepojętej rządzy samozagłady, ponoć zatruwali studnie, mordowali dzieci i takie tam. Też byli wyklęci. Czy to robili – wiadomo, że nie. Czy byli o to oskarżani – wiadomo, że tak. Tak jak wiadomo, że fałszywie. Nie chcę tu przeprowadzać uproszczonych analogii, ale mechanizm jest taki sam. Okrutna, bezmyślna i manipulowana „wola” ludu, która każe wypchnąć na arenę sanitaryzmu ofiary systemu, tylko po to, by napawać się jedyną satysfakcją niewolnika – ulgą, że nie jest się po stronie skazanych.

Jerzy Karwelis

Więcej wpisów na blogu Dziennik zarazy.

Czytaj też:
O czym nie wolno pisać w wolnych mediach
Czytaj też:
Będziemy się szczepić co kwartał

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także