Będziemy się szczepić co kwartał

Będziemy się szczepić co kwartał

Dodano: 
Szczepionka na tle polskiej flagi, zdjęcie ilustracyjne
Szczepionka na tle polskiej flagi, zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / Łukasz Gągulski
"Dziennik zarazy" | Wpis nr 689 || Przypominam, że miało być raz (góra dwa) na całe życie. Pamiętacie? Prawie 100 proc. pewności, po zaszczepieniu 70 proc. społeczeństwa – odporność stadna czy tam społeczna i koniec zabawy.

Potem coś poszło nie tak, bo paszporty szczepienne zaczęły posiadać okres ważności. Lud to zbagatelizował, bo nikt nie myślał, ok – minie ten rok ważności i co? Głównie cieszono się, że można wyjechać na wakacje, bo to był głównym motywatorem najgorętszego okresu zaszczepienia.

Tak jak grypa?

No, dobra, mówili – niech będzie, że co roku. Tak jak ze szczepionkami na grypę. Ale tu należy przypomnieć trzy rzeczy. Po pierwsze – szczepienia na grypę, naprawdę raz do roku, po drugie – dobrowolne: nikomu „za grypy” nie przyszło by do głowy, żeby z powodu braku zaszczepienia na grypę wywalić cię z pracy, czy nie wpuścić do samolotu, choćbyś charczał i kaszlał całą drogę do Dubaju. Po trzecie – co było oczywiste – szczepiliśmy się na zeszłoroczny, a właściwie zeszłosezonowy zestaw mutacji grypy, czyli byliśmy zawsze o fazę do tyłu i goniliśmy własny grypowy ogon. Co dawało ok. 50% skuteczności plus jakieś tam NOP-y.

A tu cud. Jak weszły szczepionki mRNA na wirusa to się dowiedziałem od takiego jednego, co mi tu na „Dzienniku” rezonował z wyżyn nauki (zapewne lekarz, gdzież on teraz, gdzież), że jestem foliarskim debilem, bo cudny wynalazek ten działa na WSZYSTKIE (obecne i przyszłe) mutacje wirusa. I okazało się, że jednak nie. Co było dla jednych oczywistością z wymienionych powyżej analogii mutowania grypy i gonienia jej szczepionkami. Dla bardziej wytrzymałych i zajadłych spiskowców nieadekwatność wersji o dwóch szczepionkach była oczywista z powodów ekonomicznych. Big Farma jak sobie kupiła prawo (teraz coraz częściej mówi się, jak słychać, o przymusie) do światowej subskrypcji na szczepionkę, to by była głupia, gdyby skończyła na dwóch dawkach.

Popatrzmy jak to idzie i ku czemu. Pojawiły się wieści, że antyciała generowane przez szczepionki szybko spadają w swym poziomie koniecznym do walik z wirusem. Jak założyć, że nikomu głowa nie spadła z tego powodu (gdzież ci eksperci od potwierdzenia tez, ba, badań „najlepiej przebadanej szczepionki w dziejach”?), to już można uznać te kompromitujące Big Farmę i publicznych strażników naszego zdrowia wieści, za… korzystne. No, bo jak przeciwciała spadają, to trzeba je gonić, tak jak ogon grypy. A więc dalejże. Teraz już bez trzymanki.

Jak to poszło

Ja sobie zbierałem wieści o skracaniu ważności szczepień, a właściwie pośrednio o zagęszczaniu liczby szczepień w roku, od dawna. Żeby zacząć pisać musiałem sobie to ułożyć w ciągi według dat. Przyspieszyło w grudniu. 3 grudnia, (coś chłopaki z J&J mają pecha w ustawieniu światowym) wypadł Johnson&Johnson. Nie dostaniesz przedłużenia paszportu jak sobie wstrzykniesz jego „dawkę przypominającą”. To szczególnie ciekawe, bo co mają teraz zrobić karni Janssenowcy? Przestać? Zaszczepić się inną wersją, innej firmy? To szalenie ciekawe, z tym mieszaniem różnych szczepionek. Właściwie władze medyczne nie mają nic przeciwko, ale to przecież mieszanie różnych technologii, bo przecież te szczepionki czymś się chyba różnią i ich interakcja może być zarówno niebezpieczna, tak jak jest obecnie nieprzebadana.

Ważą się losy, chłopaki deliberują, przoduje Izrael, prymus akcji szczepiennej. Mają tam od dawna wysyp infekcji wśród zaszczepionych i sygnalizują, pozytywną, jak pisałem dla Big Farmy, wieść, że przeciwciała spadają i trzeba trzeciego strzału. Czyli drugi się starzeje szybciej niż myślano. U nas (?) 21 grudnia Komisja Europejska postanawia, że paszport dwudawkowców skraca się ze swym terminem ważności do miesięcy dziewięciu. 22 grudnia Izrael komunikuje, że konieczna będzie czwarta dawka, na razie jako rekomendacja, czyli tak samo jak z dawką trzecią: najpierw rekomendacja dla zagrożonych, potem rekomendacja dla wszystkich, potem „dobrowolny przymus” dla całego społeczeństwa i trzydawkowe paszporty.

I Wigilia. Cały wysyp, pod choinkę. 24 grudnia Francja ogłasza, że dawka przypominające już może być podana 3 miesiące po drugiej. W tym samym dniu, a właściwie patrząc na obroty Ziemi, wcześniej, z trzema miesiącami dołącza Australia. I tu wigilijny zgrzyt: na stronie parlamentu Austrii można znaleźć informację, że rząd Wielkiej Brytanii przyznaje, że podwójne zaszczepienie uszkadza naturalny system odporności organizmu. O potrójnym na razie cisza. Ale badania, to jedno, a akcja szczepienna to drugie.

Druga dawka się skraca

26 grudnia Australia ogłasza, że ważność trzeciej dawki skraca się do trzech miesięcy. A więc jak sobie wstrzyknąłeś trzecią dawkę, powiedzmy, w listopadzie, to zobaczymy cię w punkcie szczepień już w lutym i będziesz codziennie wyglądał w mediach ile w czasie będzie warta twoja czwarta, wiosenna porcja. W Grecji ogłoszono już konieczność piątego zaszczepienia na lato, co oznacza, już bez ogłaszania, oczywistość czwartego strzału, tak jakoś na wiosnę. I tu też, żeby nie było łatwo, włącza się Japonia: ta wycofuje się z obowiązku szczepień dla dotychczasowych grup. Motywacja: zagrożenie zapaleniem mięśnia sercowego. A więc jest zakaz dyskryminacji z powodu niemania szczepionki, świadoma zgoda w obliczu informacji o zagrożeniu takim powikłaniem, szczególnie wobec młodych mężczyzn.

Ale jesteśmy rozpędzeni. Francja oficjalnie skraca ważność odczekania do dawki przypominającej z czterech do trzech miesięcy, czyli druga dawka się psuje szybciej. Coś ta dawka „przypominająca” ma sama sklerozę jakoś, skoro coraz częściej trzeba jej przypominać kolejnym zaszczepieniem, po co ona jest. A raczej to organizm szybko zapomina jakie cudo ratunkowe już dostał. No i my – Polska. Jesteśmy co prawda, jak zwykle, trochę do tyłu, ale już oficjalnie zakomunikowało się, że trzecią dawkę przypominającą można już brać 3 miesiące po drugiej. A więc druga się psuje już po trzech miesiącach, zaś co do trzeciej to pójdziemy pewnie drogą już wyznaczoną przez kraje preferujące ważność kolejnych szczepień co trzy miesiące.

Na końcu tej drogi może być plasterek, który jak te antynikotynowe wynalazki będzie u nas w sposób ciągły dbał o odpowiedni poziom stymulacji wydzielania białka kolcowego. Ale chyba nie, bo przecież nie można byłoby wariantować wedle mutacji takiego plasterka, chyba, że plasterek tak co miesiąc,, nowy. Dla dzieci w kolorowe miśki. Ale nie, bo wtedy można byłoby utracić kontrolę nad tym kto ile wziął, kiedy ma powtórzyć i czy rzeczywiście nosi.

A więc będziemy szczepieni, wychodzi, że co kwartał. Ilość NOP-ów będzie rosła w tym rytmie, zaś powodów do kolejnych akcji dostarczą nam kolejne mutacje. Ci, co kupują takie zapętlenie będą się szczepić coraz częściej, chwaląc się tym na fejsiku i przebierając nogami, kiedyż to mogą zabrać w taką przygodą swoje dzieci. Ale to sanitarystyczni ultrasi. Frakcja „w pełni zaszczepionych” będzie się zmniejszać, bo przy kolejnych dawkach będą odpadać ludzie już tym znużeni.

30 grudnia Izrael zaczął odpuszczać. Zamiast gonić coraz częstszymi szczepionkami za uciekającymi mutacjami wpadli na to, by może zastosować wariant szwedzki. Czyli, skoro Omikron jest tak łagodny, to nie walczyć z nim, tylko niech się ludzie pochorują i uodpornią naturalnie, nieliczne ostre przypadki będziemy leczyć, ale szczepionki do zlewu a obostrzenia precz. No, wygląda to na logiczne, ale Szwecja tak robi praktycznie od początku i ma wyniki znacznie lepsze niż nasz przodownik sanitarny, Izrael. Ja pisałem, że Omikron jest szansą, bo może właśnie w ten sposób ta mutacja może… zakończyć pandemię.

Jak będzie spadać krzywa?

Kiedyś wydawałem tzw. partworki. Kupowane co tydzień zeszyty z dziurkami do zbierania w skoroszycie. Wiele takich stoi jeszcze na polskich pólkach (Świat Wiedzy, Easy PC, Internet dla Każdego itd.). Tam kluczem do sukcesu biznesowego było odpowiednie przewidzenie spadku sprzedaży, żeby za dużo nie nadrukować, bo będą zwroty, czyli straty. Na podstawie pierwszych (testowych) poziomów sprzedaży symulowało się krzywą spadku popytu, czyli ile nam będzie odpadać kupujących. Zasada była prosta – jak ktoś już raz nie kupił kolejnego numeru, to i następnego nie kupi, bo będzie miał „dziurę” w kompletowaniu całości. I tak samo jest ze szczepionkami: jak ktoś odpadnie przy powiedzmy czwartej dawce, to nie będzie miał motywacji, by wrócić do systemu.

Krzywa więc będzie spadać. Zobaczymy jak ostro. No, można nad nią, jak widać, popracować, ale tu skracanie ważności „egzemplarzy” i przez to wymuszanie częstszego „zakupu” nie jest najlepszą strategią. Nawet jeśli jest poparte siłą i wymuszaniem. Klient się męczy przymusem.

Jerzy Karwelis

Wszystkie wpisy dostępne na blogu "Dziennik zarazy".

Czytaj też:
Na ten nowy rok
Czytaj też:
Prawda czasu i prawda ekranu
Czytaj też:
Dzieci jako szczepionkowa grupa celowa. Po angielsku – target

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także