Praca w Białym Domu ustawia twoją karierę na lata do przodu i to niezależnie od tego, czy pracowałeś na posadzie kucharza, kamerdynera, rzecznika prasowego czy stroiciela choinek. Nie jest też ważne, ile czasu tam pracowałeś. Niektórzy prezydenci zatrudniają swoich przyjaciół na krótką chwilę, tuż przed końcem kadencji – tylko po to, by kolega miał z czego żyć do śmierci. Najzwyklejszy były elektryk z Białego Domu to szycha w gronie elektryków, bo przecież musiał być stosownie prześwietlony przez służby, aby nie wczepił w kable czegoś, co podsłuchuje, zakłóca, wywołuje pożary lub eksplozje. I potem taki zwyczajny elektryk może otworzyć nadzwyczajną firmę, która zabezpieczy okablowanie twojej firmy przed podsłuchem, pożarem i wybuchem. A skąd wiemy, że on się na tym zna? Pracował przy kablach w Białym Domu! A co tam konkretnie robił? Być może jedynie wymieniał przepalone żarówki, ale nikt tego nie wie na pewno, a sam zainteresowany nam niczego nie powie, bo obowiązuje go urzędowa tajemnica.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.