RYSZARD GROMADZKI: W ostatnim czasie niektórzy polscy politycy – wśród nich prezydent RP – wygłaszali publicznie twierdzenia, które mogą być interpretowane jako otwarcie na pewną formę federacji polsko-ukraińskiej. Czy tego rodzaju wypowiedzi należy traktować w kategoriach politycznej fantastyki, czy może ktoś na serio przymierza się do unii z Ukrainą?
WITOLD GADOWSKI: To koncepcja kuriozalna i bezprawna, bo z nikim niekonsultowana. Mówiąc wprost – tego rodzaju pomysły ocierają się o zdradę polskich interesów, polskiej racji stanu. Naszą racją stanu jest trwanie w państwie, w którym większość stanowią Polacy, w którym polski interes jest najważniejszy.
W tej chwili Ukraińcy stanowią prawie 10 proc. ludności Polski. Jaki scenariusz jest bardziej prawdopodobny. Pierwszy, w którym gros Ukraińców zostaje u nas na dobre, asymilując się, dając pozytywny impuls gospodarce i nową energię społeczną? Czy drugi, w którym Ukraińcy spełnią w Polsce rolę „konia trojańskiego”, zachowując odrębność i wskazując z czasem zadania ekonomiczne, socjalne i polityczne, co rozsadzi polskie państwo od środka?
Zauważam u wielu Ukraińców postawy roszczeniowe. Nie wiem, czy oni otrzymują takie informacje u siebie, na Ukrainie, że jadąc tutaj, wszystko im się należy, czy też są w ten sposób informowani w Polsce. Te roszczeniowe postawy szokują zwłaszcza u ludzi, którzy zostali przyjęci jak swoi w naszym kraju. Rozumiem, że trzeba pomagać, że oni muszą mieć tutaj opiekę. Każdy cywilizowany naród zachowałby się w tej sytuacji podobnie. Ale tu chodzi o system państwowy, który w ogóle nie broni interesów swoich obywateli, nastawiając się na ochronę interesów obywateli obcego państwa. Tak to jest odbierane przez przeciętnego Kowalskiego. To jest bardzo niepokojące.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.