Zapomnieć o nim zdążyłem, ponieważ miał on związek z, jak mogło się wydawać, zarzuconymi próbami, podejmowanymi przez resort wicepremiera Glińskiego, wyciągnięcia od ludzi kolejnych pieniędzy w postaci nowej, podwyższonej i obejmującej więcej urządzeń opłaty reprograficznej. Z tych pieniędzy miała powstać struktura korporacyjna dla artystów oraz ufundowane miały być zapomogi. Część kasy miała też przypaść patologicznej strukturze, jaką jest ZAIKS.
Można było sądzić, że wobec wielu protestów i kontrowersji ustawa umarła. Nic bardziej mylnego – jeśli sądzicie, że socjalistyczno-etatystyczny rząd odpuści sobie pomysł, mogący uzależnić od państwa jakąś kolejną grupę ludzi, to grubo się mylicie. Ustawa nie umarła i właśnie ożyła po konsultacjach publicznych i uzgodnieniach międzyresortowych. Zatem drożyzna drożyzną, ale pan Gliński nowego podatku nam nie odpuści. Będzie drożej, bo oczywiście opowieści resortu kultury, że opłatę wezmą na siebie producenci sprzętu, można włożyć między bajki. Tak idiotyczną tezę mógł sformułować jedynie ktoś niemający zielonego pojęcia o mechanizmach rynkowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.