Rafał Trzaskowski ma trzy powody do zmartwień. Jednym z nich jest Krzysztof Stanowski – ogłosiła niedawno „Gazeta Wyborcza”. Obok długiej kampanii (choć oficjalnie jeszcze jej nie ma, wszyscy wiemy, że de facto trwa), która wymaga utrzymania uwagi i mobilizacji wokół kandydata KO oraz obawy przed wzrostem rozpoznawalności – a co za tym idzie popularności – Karola Nawrockiego, sztabowcy Trzaskowskiego drżą przed tzw. kandydatem zewnętrznym. – Wszystkie badania pokazują, że na scenie politycznej przed wyborami prezydenckimi jest sporo miejsca dla kandydata niezależnego spoza bieżącego układu partyjnego – mówią informatorzy „GW”. Okazuje się, że w tym kontekście najczęściej pada nazwisko właśnie Krzysztofa Stanowskiego. – Jeśli wypłynie ktoś nowy, tak jak Paweł Kukiz, który w 2015 r. zajął trzecie miejsce, lub Szymon Hołownia w 2020 r., to odbierze wszystkim kandydatom nieco poparcia w pierwszej turze i znowu może być tuż za pierwszą dwójką – twierdzi „Gazeta…”. A sympatycy, czyli potencjalni wyborcy Stanowskiego, są postrzegani bardziej jako konserwatywni światopoglądowo zdroworozsądkowi wolnościowcy niż liberałowie czy lewicowcy. Stąd w drugiej turze raczej zagłosowaliby na Nawrockiego niż Trzaskowskiego.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.