Istotnie demonstracja obozu obrony demokracji miała być godną odpowiedzią na marsz Jarosława Kaczyńskiego z 13 grudnia, ale wyszło kiepsko. Około dwustuosobowy tłumek, złożony zresztą w większości z działaczy SLD i Ruchu Palikota nie mógł napawać satysfakcja Jacka Żakowskiego, „guru polskiego frontu postępu”. Nic dziwnego, że spod pióra Pana Jacka posypały się ostre reprymendy wobec leniwych lemingów. Żakowski zarysował ponure wizje na przyszłość: „prawica potrafi ściągnąć na swe marsze dziesiątki tysięcy demonstrantów a lemingi wierzą, że ktoś za nich obroni polską demokrację. Wstyd!” – zagrzmiał szaman eteru z Tok FM.
Nie mnielo parę dni, a „Gazeta Wyborcza” opublikowała list od niejakiej „Ani”, która postanowiła arogantowi z agorowego radia odpowiedzieć w imieniu rzeszy lemingów. Ania ze zdumieniem pyta: „Czego pan Żakowski ode mnie oczekuje? Naprawdę mam iść na barykady?”.
Ania, „rzecznik” lemingów jest na Żakowskiego rozżalona i dziwi się jego pretensjom. „Tak, jestem lemingiem, tak, jestem słoikiem. Mało tego, chodziłam do gimnazjum, zdawałam nową maturę, więc jestem także tą niewydarzoną osobą, która umie tylko rozwiązywać testy, myśli statusami z twittera i sama właściwie nie wie, jak i po co skończyła studia. (…) Odbieram te dyskusje osobiście i naprawdę nie rozumiem, dlaczego tyle osób uznało, że mają prawo mnie obrażać. Skończyłam bardzo trudne studia, w terminie i z dobrymi ocenami, właściwie przez cały czas pracując i utrzymując się sama. Na studiach się uczyłam, zdawałam egzaminy bez ściągania, nie kupowałam gotowych projektów i sama rozwiązywałam zadania. Miałam też czas na koło naukowe, na wyjazdy, na kino, książki i dla przyjaciół. Teraz pracuję na dwóch etatach, płacę podatki, segreguję śmieci, ustępuję staruszkom miejsca w tramwajach i generalnie wydaje mi się, że jestem patriotką. (...) A teraz jeszcze pan Żakowski się za mnie WSTYDZI, bo nie poszłam się dać pobić jakimś łysym oszołomom. Bo jestem trzecią, piątą, siedemnastą Polską. Na miłość boską, opanujcie się, ludzie! Panie Jacku, ja chodzę na wybory, ale oddaję nieważne głosy. Bo nie ma w Polsce partii, która by mnie reprezentowała. Mam wrażenie, że polska polityka to jest jakiś osobny świat, że ci ludzie, których czasem oglądam w telewizji, funkcjonują w jakiejś bańce mydlanej, w świecie równoległym, że w ogóle nie mają pojęcia o rzeczywistości, w jakiej żyją ich wyborcy. Trotyl, Smoleńsk, rany boskie, jakie to ma dla mnie znaczenie...?! Dla mnie ważna była ustawa o związkach partnerskich, która została, przepraszam za słowo, zwyczajnie olana. Chciałabym jakiejś sensownej reformy służby zdrowia i systemu ubezpieczeń, chciałabym, żeby w Polsce normalnie funkcjonowały szkoły, żeby łatwo było oddać dzieciaka do publicznego żłobka czy przedszkola, żeby politycy zrozumieli, jak strasznie ważne jest inwestowanie w naukę. Ale tego nikt nie oferuje. Nikt o tym nie mówi. I ja po prostu nie rozumiem, czego pan Żakowski ode mnie oczekuje. Naprawdę mam iść na barykady? Bronić honoru Narutowicza? Orientacji seksualnej Marii Konopnickiej? Ludzie, serio, nie widzicie, że to brzmi, jak żywcem wyjęte z Gombrowicza? Zastanówcie się proszę, kto Wam dał prawo, żeby obrażać ludzi, którzy po prostu chcą normalnie żyć, w cywilizowanym, europejskim, fajnym kraju. Bo to się da w Polsce zrobić. Tak, owszem, można w Polsce całkiem fajnie żyć. Wystarczy wyłączyć telewizor i przestać Was słuchać. O to Wam chodzi? Pozdrawiam ciepło”.
Tyle „Ania”. No cóż, to się nazywa polec od własnej broni. Mającej gdzieś „Smoleńsk i trotyl” rezolutnej Ani marzy się dobra służba zdrowia, ale polityka już w jej marzeniach się nie mieści. Prawicy jak podejrzewam, nie cierpi, ale na pohybel Żakowskiemu ganiania na mityngi czołówki frontu postępu – też nie. A każde wezwanie do jakiejkolwiek, nawet lewicowej ideowości wyśmiewa jako groteskę z Gombrowicza.
Jacek Żakowski chciałby mieć ciastko i zjeść ciastko. Chce, aby miliony młodych lemingów odpowiednio nastraszone Tok FM i „Gazetą Wyborczą” wybierały Platformę za cene odzwyczajenia się od myślenia.
Ale lemingi mają gdzieś nie tylko Smoleńsk i politykę, ale i jego ukochane symbole i „manify”. I gdy guru lemingów rzuca gromy na lemingową gnusność, gniewnie odpowiadają – Odwal się Pan do cholery!
Co się dziwić. W sumie to bardziej konsekwentne od łamańców myślowych Żakowskiego.
Można by rzec, że kto Gombrowiczem wojuje, od Gombrowicza ginie.