Grodno ’39 – historia polskiej hańby?

Grodno ’39 – historia polskiej hańby?

Dodano: 
Grodno, katedra (kościół pojezuicki)
Grodno, katedra (kościół pojezuicki) Źródło: Wikipedia / Alex Zozulya/ CC BY-SA 3.0
Adam Hlebowicz | W trailerze filmu widzimy walkę, żołnierza żegnającego się przed bojem, agresywnych Sowietów i polskiego żołnierza podającego rękę grodzieńskiemu Żydowi. Przyjdźcie, maluczcy, do kina, a to, że zobaczycie tam zupełnie coś innego niż w zapowiedzi, nie jest ważne. Aby tylko towar się sprzedał.

Piotr Gociek w ciekawym podsumowaniu tegorocznego Festiwalu Polskich Filmów („Pytania po Gdyni”, „DRz” nr 39/2022) obszerny akapit poświęcił obrazowi „Orlęta. Grodno ’39”. Publicysta i krytyk filmowy „Do Rzeczy” napisał: „Reżyser i scenarzysta Krzysztof Łukaszewicz poważył się na rzecz niesłychaną dotąd w polskim kinie: pokazał Żydów komunistów, którzy są po prostu zdrajcami Polski, którzy strzelają zza węgła do polskich żołnierzy i którzy ślepą nadzieję pokładają w Sowietach. Gdyby w »Orlętach« była tylko »żydokomuna«, uznano by ten film za antysemicki. A tak daje się sprzedać jako wyważony (przynajmniej w kwestii żydowskiej)”.

Jaka konkluzja z tych stwierdzeń? Żeby pokazać jeden z najbardziej bohaterskich epizodów tragicznego września 1939 r., a jeśli chodzi o militarne zmagania z Sowietami, to z pewnością najbardziej spektakularny, trzeba najpierw zniesławić własną historię, żeby mieć usprawiedliwienie dla pokazania roli żydowskich komunistów w Grodnie w dniach 19–21 września 1939 r. i w następnych dniach. Dlatego odważny Łukaszewicz uczynił głównym bohaterem żydowskiego chłopca, jakoby jedno z Orląt, mimo że taki przypadek nie jest odnotowany w żadnym znanym źródle. Dlatego też, jak słusznie zauważa Gociek, „wśród rdzennie polskich bohaterów filmu niemal nie ma postaci pozytywnych”. Być może za chwilę zobaczymy inny film, tym razem o krwawej jatce pod Monte Cassino, które szturmowały regimenty ze wszystkich kontynentów, ale przypadek sprawił, że Polacy zauważyli wycofywanie się Niemców i skorzystali z tego, zajmując wzgórze bez walki.

Być może nie urazimy pacyfistów ani wszystkich narodów, które bezskutecznie przed naszymi rodakami próbowały rozstrzygnąć tę jedną z najważniejszych bitew drugiej wojny światowej na swoją korzyść. Ale za to będziemy mieli nasz film o Monte Cassino.

Co się nie zgadza?

Nietrafiony jest tytuł filmu. Orlęta w polskiej historii są przypisane do zmagań o Lwów w 1918 r., trzytygodniowych, zwycięskich walk o miasto z Ukraińcami. Nie zmienia tego doraźna uwaga gen. Władysława Sikorskiego o grodzieńskich Orlętach. Po co mieszać dwie różne rzeczywistości i tradycje? Chyba że w celach marketingowych. Te spełnia trailer filmu: widzimy walkę, żołnierza żegnającego się przed bojem, agresywnych Sowietów i polskiego żołnierza podającego rękę grodzieńskiemu Żydowi. Przyjdźcie, maluczcy, do kina, a to, że zobaczycie tam zupełnie coś innego niż w zapowiedzi, nie jest ważne. Aby tylko towar się sprzedał.

Wymienię jedynie podstawowe błędy, bez analizy, bo to nie recenzja naukowa. Siłowe zmagania narodowców z Żydami wyglądają jak współczesna ustawka kiboli – w istocie nie jest jasne, dlaczego się biją. O tym, kto pojedzie na obóz harcerski, decyduje dyrektor szkoły, a nie drużynowy ZHP. Polski oficer nie ma nic lepszego do roboty latem 1939 r. niż wykładać młodemu Żydowi, że jedynym wyjściem dla niego będzie asymilacja. Koniecznym, ponieważ niezasymilowanym grozi zagłada, jak sugeruje oficer (reżyser i scenarzysta nie wie, że zagłada groziła wszystkim Żydom, bez względu na wyznanie). ONR jest najważniejszy w Grodnie, podczas gdy zapewne zawiązał się w 1934 r. i w tym roku zaprzestał działalności.

Całość recenzji opublikowana jest w 42/2022 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także