RYSZARD GROMADZKI: Jaki obraz państwa polskiego wyłania się po wydarzeniach w Przewodowie?
ROBERT WINNICKI: Jest to państwo słabe, w którym PR ma prymat przed polityką. W Przewodowie doszło do tragedii, w której zginęło dwóch polskich obywateli. Z drugiej strony, jak zresztą rząd później komunikował, liczono się z możliwością takiej sytuacji. Przecież Rosjanie regularnie ostrzeliwują cele blisko naszej granicy, a Ukraińcy strzelają w obronie, więc taki incydent mógł się wydarzyć. To, co jest niepokojące, to ukrywanie przez rząd informacji o tym, co naprawdę się stało w Przewodowie.
Właściwie pełną informację o tragedii poznaliśmy 24 godziny po fakcie. Wcześniej informowały Biały Dom, amerykański wywiad, agencja AP i inne światowe media. Swoje oświadczenie wydała Moskwa, własną wersję zdążył też przedstawić prezydent Zełenski. A polski rząd kisił prawdę o tym, co się stało w Przewodowie przez 24 godziny, chociaż wiedzę na ten temat miał już ok. godz. 19, a jej źródłem były dane z amerykańskich samolotów wywiadowczych, które latają nad Polską. Wskazywały one niezbicie, że na terytorium Polski spadła ukraińska rakieta wystrzelona w kierunku rosyjskiego pocisku. Wystarczyło tego wieczora wyjść i powiedzieć ludziom prawdę o wypadku, który miał miejsce w Przewodowie, i wyrazić oczekiwanie, by Ukraina przeprosiła i zadośćuczyniła rodzinom ofiar. Oczywiście rozumiejąc, że Ukraińcy mają prawo się bronić przeciw rosyjskiej agresji. Trzeba było stanąć w prawdzie i zachować się godnie. Zamiast tego było kręcenie i wmawianie, że rakieta była sowieckiej czy rosyjskiej produkcji. Przecież powszechnie wiadomo, że Ukraińcy wykorzystują rakiety wyprodukowane jeszcze w ZSRS. Przyjęcie narracji Kijowa w pierwszych godzinach po tragedii ośmieszyło państwo polskie. Nie rozumiem, dlaczego nie można było po prostu wyjść i powiedzieć, jak jest. Dopiero Waszyngton musiał korygować przekaz rządu nad Wisłą.
Jak to możliwe, że po tragedii w Przewodowie rosyjski haker, podający się za prezydenta Francji, bez przeszkód rozmawiał z prezydentem Dudą?
Nie rozumiem, dlaczego drugi raz dochodzi do takiej sytuacji. Oczywiście jest gorąca linia, jest jakiś trick hakerski, który zresztą powinien zostać udaremniony przez służby. Na litość boską, jeśli nawet w Kancelarii Prezydenta wyświetla się połączenie jako telefon z Pałacu Elizejskiego, to powinny być jakieś mechanizmy zabezpieczające połączenia między pałacami prezydenckimi, weryfikujące, czy to na pewno jest ten telefon.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.