Może wydawać się zaskakujące, że opozycja i media, które jej kibicują, starają się ukręcać „poważne” afery z takich sytuacji, jak nieco zawstydzające w formie ostatnie wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego. Jedna, przypomnijmy, dotyczyła rozwijającego się problemu alkoholowego wśród kobiet i kryzysu demograficznego, druga coraz szerzej zauważalnego społecznie kryzysu związanego z zaburzeniami tożsamości płciowej.
Ten drugi problem szczególnie dotyczy dorastających dziewczyn i młodych kobiet. Wprawdzie aktualnie najbardziej na czasie i w modzie jest tzw. transseksualność, również dyskusja publiczna tocząca się wokół płci skupia się na problemach, które wynikają z tranzycji, czyli okaleczeń nazywanych zmianą płci, to jednak prezes PiS, mówiąc o 12-latkach deklarujących się jako lesbijki, wstrzelił się w temat.
Żerowanie na tragedii
Można by sądzić, że sprawa jest prosta. Każde słowo Jarosława Kaczyńskiego jest potencjalnie interesujące zarówno dla rządzących, opozycji, jak i dla mediów, jeśli tylko nadaje się do użycia jako polityczna amunicja. Tego typu działania opozycji wydają się jednak dość rozpaczliwe. Szczególnie że – mówiąc kolokwialnie – wypowiedzi prezesa PiS były podgrzewane. Dotyczyło to przede wszystkim medialnej ofensywy przeprowadzonej po wypowiedzi na temat „dawania w szyję”. Jednak kolejny „skandal” nakręcony w związku z opublikowaniem przez rząd „Strategii Demograficznej 2040” pokazuje, że chodzi o coś innego niż tylko o szukanie marnych sposobów na podtrzymanie uwagi politycznej publiczności. Sądzę raczej, że konsekwentnie podejmowana jest każda sposobność, by formować niechętne nastawienie kobiet wobec rządzącej Zjednoczonej Prawicy.
Chociaż rozkład poparcia dla obozu rządzącego pomiędzy płciami w wyborach parlamentarnych z 2019 r. był niemal równy – z niewielką tylko przewagą mężczyzn – to trzeba pamiętać, że po drodze mieliśmy wydarzenia z jesieni roku 2020.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.