Wreszcie ktoś pokazał wolę i stanowczość. Bowiem jakkolwiek pani Strzępka wygrała konkurs i w ten sposób została mianowana szefową jednego z najważniejszych teatrów w Warszawie, ani jej projekty, ani jej działania nie miały nic wspólnego z jakkolwiek rozumianą sztuką. Od samego początku wyraźnie deklarowała, kim jest i co chce zrobić z powierzonej jej przez władze Warszawy instytucji. Miała to być kolejna jaczejka lewicowo-feministycznego frontu rewolucyjnego, którego celem ma być przemielenie polskiej świadomości, przeformatowanie jej i stworzenie nowego, postępowego, politycznie poprawnego osobnika europejskiego. Dlatego powołując się na to, że Strzępka działała „w sprzeczności z linią programową teatru” wojewoda Radziwiłł miał całkowitą rację.
Nie zaskakuje mnie to, że natychmiast podniósł się jazgot obrońców rzekomo zagrożonej wolności artystycznej i że władze miejskie, zamiast przyznać się do winy i głupoty, a tym była nominacja dla aktywistki i radykałki, zapowiedziały, że od decyzji wojewody będą się odwoływać do sądu. Trudno przewidzieć wyrok, chociaż jestem pesymistą. Jeśli miarą rozumu sędziów był wcześniejszy wyrok w sprawie podcinania gardła manekina arcybiskupa Marka Jędraszewskiego przez dragqeen w Poznaniu, w którym to akcie sędzia dopatrzyła się ekspresji artystycznej, można się spodziewać, że również szaleństwa pani Strzępki zostaną uznane za sztukę i przejaw wrażliwości artystycznej, ona sama zaś wróci na swoje stanowisko w glorii sławy i męczennicy reżimu PiS. Obym się mylił.
Pod znakiem wilgotnej pani
Jak podawał portal dorzeczy.pl wojewoda tak uzasadnił swoje postanowienie: „W swojej koncepcji programowej [Strzępka - przyp. red.] zaprzeczyła oczekiwaniom Organizatora. Dobór współpracowników i zaproponowany repertuar jednoznacznie wskazuje, że program Moniki Strzępki nie wpisuje się w Oczekiwania Organizatora. Organizator jednoznacznie określił linię programową Teatru, jako skierowanego do tzw. widzów środka. Kandydatka zaś zapowiedziała całkowitą zmianę dotychczasowej linii" – czytamy w uzasadnieniu decyzji. Wojewoda zarzucił również Strzępce, że "stroni od dzieł klasycznych". Odniósł się także do skandalicznej rzeźby waginy, która, za sprawą Strzępki, pojawiła się w Teatrze Dramatycznym”. Wszystko to prawda. Przypomnę, że rzeźba przedstawiająca złotą waginę pojawiła w się warszawskim Teatrze Dramatycznym 31 sierpnia. Wtedy profil "Plan Defilad" podawał, że rzeźba nazwana "Wilgotna Pani" to "waginiczna instalacja" autorstwa Iwony Demko. Twórczyni rzeźby nazywa siebie "artystką waginistką". Niedawno w Wysokich Obcasach opowiadała, że „motyw wulwy pojawił się w jej twórczości już w 2008 roku, zainspirowany książką Catherine Blackledge »Wagina. Sekretna historia kobiecej siły«. Po jej przeczytaniu zobaczyła zupełnie inny sposób myślenia o waginie niż ten, do którego przywykliśmy” – informował fanpage.
We wrześniu wyczyny pani Strzępki et consortes komentowałem w programie „Polska Do Rzeczy”. Mówiłem wtedy, że „jakieś skrajnie feministyczne wariatki przejęły jeden z najważniejszych teatrów w Warszawie. Pani, którą powinni odesłać do wariatkowa, funkcjonuje jako artystka-feministka-waginistka”. Żeby była jasność: nic z tego nie jest przesadą retoryczną. Pani Strzępka ani przez chwile nie ukrywała swoich poglądów, przeciwnie, szczyciła się nimi. Co więcej, jestem przekonany, że to właśnie ze względu na swój radykalizm została wybrana na dyrektora.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.