– Apetytów autokraty nie można zaspokoić. Trzeba się im przeciwstawić: "Nie, nie zabierzesz mojego kraju", "Nie, nie weźmiesz mojej wolności", "Nie, nie zabierzesz mojej przyszłości" – mówił w wystąpieniu wygłoszonym w ogrodach Zamku Królewskiego prezydenta USA Joe Biden.
Według byłego naczelnego "Newsweeka" Tomasza Lisa, słowa te mogły dotyczyć szefa partii rządzącej, Jarosława Kaczyńskiego.
"Jeśli Biden mówi: 'ci autokraci są zawsze nienasyceni', to oznacza, że jest tylko jeden język, w którym można z nimi rozmawiać – formuła: 'nie, nie, nie'. Czyli opór i zdecydowane 'nie'. To jest jedyny język, który autokrata jest w stanie pojąć – język siły i stanowczości ze strony społeczeństwa, wolnych obywateli. To jest dokładnie to przesłanie, które Jarosławowi Kaczyńskiemu mogło się nie podobać. Bo jeśli nie daj Bóg Polacy za parę miesięcy wezmą sobie to przesłanie do serc, to zmiotą za pomocą długopisów i kartek wyborczych Kaczyńskiego i całą jego klikę" – przekonuje komentator w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Lis: Biden spotkał się z Grodzkim, a z Witek już nie
Lis ocenił też, że to, z kim spotkał się Joe Biden, mówi wiele. "Czy to jest przypadek, że było spotkanie z marszałkiem Senatu, a z marszałkinią Sejmu już nie? Jeśli mówimy o precedencji, to pani marszałek powinna być bardziej niż marszałek Senatu. Spotkania z Kaczyńskim nie było. A z liderami opozycji jak najbardziej tak. I nie należy z tą buchalterią przesadzać, jak to niektórzy robią – wyliczanie każdej sekundy spotkania, czy to 40 sekund, czy minuta" – przekonuje Tomasz Lis.
Czytaj też:
"Prowokator". Żaryn reaguje na fake newsa Barta Staszewskiego