Polemika z Łukaszem Warzechą – najdonośniejszym rzecznikiem ekipy realistów na naszych łamach – pozostaje zajęciem niezwykle fantazyjnym, bo obarczonym małym ryzykiem przekonania moich zacnych kolegów do zmiany zdania. Każdy z nas sądzi, że wie lepiej, czy wojna jest nasza czy też nie nasza, a repertuar argumentów odgrywa tu już tylko rolę dekoracyjną i autoterapeutyczną. Chcemy, by wszystko wyglądało na wymianę poglądów, choć jednocześnie zrobimy wiele, aby własnych poglądów nie wymienić na cudze. Wiodący artykuł o „Innej drodze Orbána” jest więc już tylko wisienką na torcie, który przełykać muszę od pewnego czasu ja i – jak sądzę – pewne grono czytelników naszego tygodnika.
Nie da się ukryć, że Warzecha jest dziennikarzem stokroć bardziej zasłużonym i doświadczonym ode mnie, choć dodać należy, że także w najzupełniej legalnych, bo erystycznych, technikach manipulowania odbiorcą. Świadczy o tym już pierwsze zdanie jego tekstu o Orbánie: „Polskie media pokazują alternatywną rzeczywistość. W tej rzeczywistości Polsce zazdroszczą niemal wszyscy w Europie, bo wytycza kierunek wojny”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.