Wydawałoby się, że o szczycie klimatycznym i naszym na nim „sukcesie” powiedziano już wszystko. Wszyscy zresztą zachowali się zgodnie z przewidywaniami. To, że partia rządząca będzie broniła swojej decyzji, bez względu na to, jak byłaby ona fatalna, to zrozumiałe. Niestety, coraz bardziej oczywiste jest, że broniły jej będą – a w najlepszym wypadku rozmazywały konsekwencje – media głównego nurtu, czyli propaganda III RP.
Warto jednak się zastanowić, dlaczego premier Kopacz nie zdobyła się na gest broniący polskiej racji stanu, który byłby dla niej i jej obozu wyłącznie korzystny. Polskie weto na szczycie klimatycznym nie wiązałoby się z żadnymi kosztami. Kanclerz Merkel i prezydent Hollande nie mają żadnej lepszej niż PO alternatywy w naszym kraju, a więc nie mogliby demonstrować niezadowolenia nawet wobec radykalnego protestu przeciw redukcji CO2. Inna sprawa, że weto nie byłoby potrzebne. Jeśli Kopacz przekonująco wskazałaby na jego możliwość, rozgrywające potęgi wycofałyby się z projektu. Takie dyplomatyczne ustalenia są regułą w UE i to jest przyczyną formalnego niestosowania weta. Wystarczy konsekwentna, co nie znaczy, że głośna, groźba.
Sprzeciw wobec uderzającej w naszą gospodarkę decyzji Platforma mogłaby świetnie zdyskontować. Byłby argumentem przeciw uzasadnionym oskarżeniom o chodzeniu na pasku Berlina i braku podmiotowości w polityce zagranicznej. Można by go przeciwstawiać zarzutom braku zdecydowania i dbałości o polskie interesy. Piszę wyłącznie o wizerunku, gdyż to jest priorytetem dla liderów PO, a nie, wydaje się, nieistniejąca dla nich polska racja stanu.
Dlaczego więc nie sięgnęli po ewidentną, wizerunkową korzyść? Czy przeważyły osobiste interesy Tuska, który boi się najlżejszego zadrażnienia w relacjach z głową Niemiec? Czy po prostu długotrwała propaganda i trening w uzależnieniu od możnych (płynięcie w głównym nurcie) tak głęboko uwarunkowały reakcje polityków PO, że sprzeciw jest dla nich nie do pomyślenia?
Innym pytaniem jest przyczyna absurdalnego kroku UE, który podwyższając koszt energii, generalnie osłabia swoją gospodarkę, chociaż w sposób oczywisty nie ma żadnego wpływu na globalny klimat. Gdyż przyjmując nawet nieprawdziwą i coraz trudniejszą do obrony tezę, że człowiek oddziałuje na globalne ocieplenie, redukcja CO2 w UE wpłynie tylko na relokację rozmaitych gałęzi przemysłu poza jej granice. Czy więc decyzja ta wywołana jest głównie postępującą ideologizacją myślenia Europejczyków, dla których ekologia staje się ersatzem religii, czy chodzi o partykularne interesy lobby nowych technologii i rezygnację z globalnej konkurencji na rzecz wykorzystania przewagi na kontynencie, choćby kosztem Polaków?
Najpewniej chodzi o kombinację obu czynników: obsesję ideologiczną, która jak zwykle wykorzystywana jest przez zręczniejszych graczy.
Niemniej wszystkie te tematy warto drążyć.