Demakeronki II W porządnych katolickich szkołach był (jest jeszcze?) taki proceder, że pewne książki, uznane wedle doktryny Kościoła za szkodliwe, znajdowały się na czarnej liście, nie do czytania przez uczniów.
Ale żeby byli oni zorientowani, co takiego tam jest, a były to często arcydzieła literackie, „wytrzymały” ksiądz tłumaczył im ustnie, co tam takiego jest, tak żeby samodzielnie tego bezbronni często uczniowie nie czytali. „Wytrzymały”, bo ten miał już tak silną wiarę, że nie złamałyby jej żadne miazmaty. Był to więc kompromis pomiędzy wiedzą a niewodzeniem na pokuszenie słabych i niewinnych duszyczek.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.