TOMASZ ROWIŃSKI: Jak patrzy pan na te osiem lat pracy na rzecz polskiej kultury? Jakie to doświadczenie?
PROF. PIOTR GLIŃSKI: To było osiem lat bardzo ciężkiej pracy, ale jednocześnie pracy, która była misją i wyzwaniem. W pewien sposób my wszyscy – mówię o kierownictwie resortu – jesteśmy wolontariuszami. Nikt nas nie zmuszał do podjęcia tej pracy, nie możemy zatem narzekać na ciężar obowiązków. Polityka jest działaniem dla dobra publicznego, ale stanowi też obszar rzeczywistości – na ogół nielogiczny, niesprawiedliwy, często pełen skrajnych emocji i wielu jeszcze innych cech, które są trochę nieludzkie, nadzwyczajne. Wszystko to wymaga uzbrojenia się w specyficzne mechanizmy obronne czy przystosowawcze. Bez tego osiągnięcie celu, którym jest właśnie dobro publiczne, jest właściwie niemożliwe.
Jednak polityka to chyba nie sam ciężar?
Polityka jest także fascynująca, bo jest to jeden z nielicznych obszarów ludzkiej aktywności, w których można mieć tak duży wpływ na zjawiska społeczne o szerokiej skali. Często osoby spoza polityki są sfrustrowane tym, że nie są sprawcze. Stąd zresztą, nieprzypadkowo, wynika m.in. wielka popularność negatywnych stereotypów na temat polityki. W polityce wszystko widać, wszystko odbija się w mediach w sposób zwielokrotniony, np. ludzkie słabości, stąd łatwo jest polityków szybko, negatywnie oceniać. Jednocześnie bardzo często osoby zajmujące się opisywaniem spraw publicznych – to dotyczy dziennikarzy czy analityków społecznych – przeskakują do polityki, bo – mówiąc metaforycznie – ornitolog chce latać. Bycie w polityce daje więc tę poszukiwaną przez wielu sprawczość. Jedni potrzebują jej, by rozkoszować się smakiem władzy, inni – by mieć satysfakcję z realizacji dobra publicznego.
A może bardziej chodzi o sławę i chwałę?
Naturalnie, polityka daje także rozpoznawalność. Wiele osób ma tę słabość, i to jest też naturalne. Gdy Jarosław Kaczyński zaproponował mi misję wejścia do polityki, tworzenia rządu technicznego, zastanawiałem się, czy ja sam nie chcę jej podjąć właśnie dlatego, że z dnia na dzień cała Polska będzie o mnie mówiła. Tego rodzaju skłonność czy – mówiąc wprost – słabość charakteru nie powinna jednak decydować o naszym zaangażowaniu w życie publiczne. A przynajmniej nie powinna być dla podjęcia takiej decyzji kluczowa.
Jest też jakiś rodzaj satysfakcji?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.