Milowe kroki Milei czy dreptanie

Milowe kroki Milei czy dreptanie

Dodano: 
Javier Milei, prezydent Argentyny
Javier Milei, prezydent Argentyny Źródło: PAP/EPA / Juan Ignacio Roncoroni
Janusz Korwin-Mikke | Na argentyńskiego prezydenta machnąłem ręką. Miał poparcie, wojsko i mógł wszystkich wziąć za pysk.

Równo 100 lat temu popularność zdobyła w Polsce piosenka „Mmm – tak: dać drapaka / do Argentyny”. Argentyna była ziemią obiecaną dla tych, którzy z pieniędzmi (niekoniecznie całkiem legalnie zdobytymi...) chcieli zrobić duże pieniądze. Argentyna kwitła. Cały świat zajadał się befsztykami prosto z pampasów...

Po wojnie ojciec też czasem nucił tę piosenkę, ale akcent kładł nie na „Argentynę”, lecz na „Dać drapaka”. Co zresztą w 1947 r. udało się jeszcze zrobić mojej ciotce. Tak. Wylądowała w Argentynie. I z niej uciekła. Co się stało w Argentynie?

Dziesięć lat temu napisałem: „...kilkanaście lat temu Republika Argentyny ogłosiła bankructwo. Przestali płacić emerytury, przestali spłacać obligacje... I cóż? Nic takiego: na szczęście dziś z jednego ziarna pszenicy rodzi się nie sześć, lecz 60 ziaren, więc z głodu nikt nie umarł. Niektórzy ludzie potracili »tylko« oszczędności całego życia, inni musieli żebrać, ale państwo (niestety...) przetrwało.

Od lat ostrzegam, że nie tylko w Polsce, lecz także w całej Cywilizacji Białego Człowieka grozi takuteńki »kryzys argentyński«: wszystkie są zadłużone, wszystkie powypuszczały masę niespłacalnych obligacyj, wszystkie mają kompletnie niesprawny system gospodarczy.

Artykuł został opublikowany w 9/2024 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także