Kamil L., który na YouTube miał pseudonim Budda, w kilka lat wyrósł na najpotężniejszego polskiego twórcę w tym serwisie. Jego kanał subskrybowało aż 2,5 mln osób.
Skąd wziął się ten fenomen? To chyba – jak przy wielu innych influencerach – zadanie do rozpoznania przez psychologów i socjologów. Bo Budda w internetowych filmikach w rzeczywistości nie pokazywał niczego nadzwyczajnego. Prezentował po prostu szalone przejażdżki drogimi samochodami. Miliony, zapewne głównie nastolatków, chciały to jednak oglądać. Budda pozwalał wierzyć, że oni są tego wszystkiego częścią, że to wszystko współtworzą i że mogą w życiu osiągnąć dokładnie to samo.
Pomagał w tym obraz, który sam Kamil L. wykreował. Prześledziłem media, które od lat o nim wspominały. We wszystkich historia Buddy była ta sama. Multimilioner, który wcześniej był biednym chłopakiem z Krakowa. Jego ojciec miał być alkoholikiem i zapić się w końcu na śmierć na jednej z ławek w parku. Zanim dokonał żywota, miał narazić małego Kamila na oglądanie libacji, śmierci kobiety, która z pianą na ustach leżała nieżywa, czy skoku jakiejś osoby przez okno.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.