Osobliwym leitmotivem walki z imigracją – nielegalną, choć problem wcale się do tego nie sprowadza – jest konieczność powstrzymania gangów przemytników, którzy za swoje usługi biorą wielkie pieniądze, wzbogacając się na biedzie i aspiracjach tysięcy ludzi z Trzeciego Świata. Wszystkiemu, w myśl takiej narracji, winni są ci, którzy organizują przerzucanie ludzi, najróżniejszymi drogami: przez Morze Śródziemne do Włoch i Morze Egejskie do Grecji, przez Atlantyk na hiszpańskie Wyspy Kanaryjskie, przez kanał La Manche do Wielkiej Brytanii, wreszcie drogami lądowymi na Bałkany i przez Białoruś do Polski.
Pomysłowość i organizatorów przemytu i samych imigrantów w wynajdywaniu coraz to nowych dróg jest rzeczywiście ogromna i być może pewnego dnia dowiemy się, że droga z Afryki do Europy może prowadzić przez Arktykę. Wszystko to jednak nie zmienia fundamentalnego faktu: winę za problemy, które rodzi niepowstrzymany napływ mas ludzi, ponosi sama Europa. Składają się na to jej własna krótkowzroczność czy wręcz ślepota, chciwość świata biznesu, naiwność obrońców praw człowieka, demagogia władz i – last but not least – brak odwagi społeczeństw.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.