Prawybory prezydenckie w Koalicji Obywatelskiej miały być świętym demokracji. Tymczasem ujawniły ostrość antagonizmu między zwolennikami Rafała Trzaskowskiego a obozem Radosława Sikorskiego. Nawet życzliwy Platformie tygodnik „Polityka” pisze, że sytuacja „wymknęła się spod kontroli […]. Zostaną po niej blizny, a nominat może wyjść z tego mocno pokiereszowany”.
Obie strony posądzają się o brudne chwyty i podrzucanie dziennikarzom niewygodnych faktów na temat przeciwników. Jeśli Donald Tusk chciał prawyborami zwrócić uwagę Polaków na kandydatów PO, to raczej dał okazję do pokazania, jak wewnętrznie skłóconą partią jest Platforma. W końcu, gdy Tusk zorientował się, że sprawy idą w złym kierunku, postanowił pokazać, że to tylko on koniec końców decyduje w partii.
Wolnoamerykanka
Chodź w platformerskim światku zaklinano się, że prawyborcza rywalizacja ma być dżentelmeńska i wszyscy mają obowiązek „pięknie się różnić”, to ostre ciosy z obu stron posypały się bardzo szybko.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.