Osiem lat później sytuacja nie była już tak jednoznaczna. Prasa niemal w ogóle nie pisała o Jorge Mario Bergogliu, choć w 2005 roku był jednym z głównych konkurentów Ratzingera. Było jednak wiadome, że frakcja progresywna jest bardzo silna. Ludzie związani z grupą z Sankt Gallen dołożyli starań, by lobbować na rzecz Argentyńczyka. Progresistom „sprzedawali” go jako człowieka otwartego na zmiany. Umiarkowanym i konserwatystom mówili, że Bergoglio miał u jezuitów opinię człowieka twardego i niechętnego wobec aborcji. Przekonali odpowiednią liczbę kardynałów, z czego część niewątpliwie bardzo szybko pożałowała swojego wyboru.
Zostań współwłaścicielem Do Rzeczy S.A.
Wolność słowa ma wartość – także giełdową!
Czas na inwestycję mija 31 maja – kup akcje już dziś.
Szczegóły:
platforma.dminc.pl
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.