Po ogłoszeniu przez amerykański Departament Sprawiedliwości, że nie istnieje tzw. lista Epsteina i że sam podejrzany, oczekujący na proces za handel nieletnimi w celu ich prostytuowania, na pewno popełnił samobójstwo w więzieniu w 2019 r., afera Epsteina wróciła w USA ze zdwojonym impetem. Stawką dla republikanów w obecnym wzburzeniu części elektoratu Donalda Trumpa jest utrzymanie władzy w Kongresie w wyborach uzupełniających w 2026 r. oraz przedłużenie rządów w Białym Domu po zakończeniu obecnej kadencji. Z kolei dla domagających się przejrzystości Amerykanów w grę wchodzi znacznie więcej: po pierwsze – ustalenie i rozliczenie tych członków amerykańskich elit (jak i z innych krajów), którzy ewentualnie korzystali z oferowanych przez Jeffreya Epsteina mrocznych usług pedofilskich; po drugie – definitywne wyjaśnienie kwestii, czy zbierając swe lubieżne kompromaty, Epstein operował na rzecz rodzimych lub zagranicznych służb wywiadowczych (w tym wypadku influencerzy polityczni otwarcie wskazują na Mosad); po trzecie – odpowiedź, w końcu, na pytanie, czy Ameryka jest jeszcze w stanie powrócić do republikańskiego ideału zakładającego kontrolę państwa przez obywateli, która dziś, jeśli chodzi o resorty siłowe amerykańskiego imperium, jest iluzoryczna.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
