Nie sprzedamy ziemi, skąd nasz ród – tak można dziś, po wejściu w życie ustawy o ustroju rolnym radykalnie ograniczającym swobodę handlu ziemią rolną, sparafrazować słowa „Roty”.
Na twórców ustawy – a także na całe Prawo i Sprawiedliwość – posypały się gromy. Zarzucano im, że nowe przepisy utrudnią życie rolnikom i deweloperom, a w konsekwencji wszystkim, którzy będą chcieli kupić mieszkanie lub dom albo ziemię pod dom. Albo będą chcieli dopiero zostać rolnikami.
Natomiast nie wspominano przy tej okazji o tych cudzoziemcach, którzy – z różnych powodów – jak na wielką okazję czekali na 1 maja 2016 r., gdy miały wygasnąć ograniczenia dla obywateli państw UE przy zakupie polskiej ziemi rolnej, obowiązujące od wejścia naszego kraju do Unii. A więc o tych wszystkich, którzy na razie nie zrobią interesu, kupując ziemię w Polsce; ziemię tańszą, czasami kilka razy tańszą niż w wielu państwach UE.
Zgoda, ustawa w przyjętej wersji jest niezwykle restrykcyjna. Zapewne po prostu nadmiernie restrykcyjna i niewykluczone, a właściwie dość prawdopodobne, że życie przyniesie konieczność złagodzenia niektórych jej zapisów. I to bardzo szybko.
Czyż jednak to samo życie, i to w ostatnich dekadach, nie nauczyło nas, a w każdym razie czyż nie powinno było nas nauczyć – w kwestii sprzedaży cudzoziemcom narodowego majątku – daleko idącej ostrożności? Dość wspomnieć wyprzedanie im, po niekoniecznie korzystnej dla nas cenie, większości banków. Albo gazet, zwłaszcza lokalnych, które w przytłaczającej większości znalazły się w obcych rękach. Jednak, gwoli prawdy, nie tylko banków i gazet.
A przecież gdyby w latach 90. (i później) nasi politycy i urzędnicy (i nie tylko oni) zachowywali się w tej sprawie rozważniej, nie trzeba byłoby teraz śnić o potrzebie repolonizacji ani sektora finansowego, ani medialnego, ani żadnego innego, czyli debatować o odkupywaniu choćby niektórych z tych firm – przeważnie za ciężkie pieniądze, nierzadko dużo większe od uzyskanych z ich wcześniejszej sprzedaży.
Może więc, nie godząc się dziś na łatwą sprzedaż polskiej ziemi, nie będziemy musieli w przyszłości starać się o jej odkupienie za krocie? Tym bardziej że gdy wczytać się w zasady rządzące obrotem ziemią rolną w innych państwach UE, wnet się okazuje, iż wszelkie kierowane stamtąd pod adresem władz Polski apele o liberalne traktowanie tej kwestii nie mogą być odbierane inaczej niż jako działanie w złej wierze (i we własnym, a nie naszym, interesie). Każde państwo starej Unii silnie bowiem strzeże dostępu do swej ziemi (i np. gazet), a sposobów na utrudnienie jej kupna obcokrajowcom jest bez liku.
Czyżby zatem przy okazji nowej ustawy o ustroju rolnym, „jeszcze nowsze przysłowie Polak sobie – wreszcie! – kupił, że i przed szkodą potrafi być niegłupi”?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.