Bardzo długie 27 lat wolnej Polski trzeba było czekać na to, co w tych dniach ogłosił Piotr Naimski, pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. A ogłosił tylko – i aż – tyle, że Polska po wygaśnięciu w 2022 r. długoterminowego kontraktu z Gazpromem na dostawę rosyjskiego gazu do Polski kolejnej podobnej, długoletniej umowy z Moskwą więcej nie podpisze. Czyli zapowiedział uwolnienie się Polski spod gazowego dyktatu Kremla, który za przyzwoleniem rządzących naszym krajem polityków od tak wielu lat bezwzględnie łupi wszystkich polskich odbiorców rosyjskiego gazu – wszak płacimy zań krocie – raz jedną z najwyższych cen w Europie, raz po prostu najwyższą. (Teraz 200 dol. za 1 tys. m sześc., gdy np. w Niemczech cena rynkowa wynosi 160 dol.).
W odpowiedzi na oświadczenie Naimskiego jakiś rosyjski spec od szantażowania innych krajów gazrurką uznał tę deklarację przedstawiciela władz Polski za „szantaż”, co dałoby się porównać chyba jedynie z ewentualnym – gdyby padł – zarzutem ze strony niemieckiego speca od historii najnowszej, że Polska lubowała się podczas II wojny światowej w budowaniu i użytkowaniu „polskich obozów koncentracyjnych”.
No dobrze, wszak jedno to coś ogłosić, a drugie to to zrealizować. A przechodzenie od słów do czynów oznacza w tym przypadku konieczność jak najszybszego uruchomienia i włączenia do polskiego systemu energetycznego świnoujskiego gazoportu, który zapewni nam rocznie 5 mld m sześc. błękitnego paliwa, a potem pilne powiększenie jego mocy do 7,5 mld m sześc. A także niezwłoczne doprowadzenie do finału rozmów naszego Gaz -Systemu z duńskim Energinet. dk o położeniu na dnie Bałtyku gazociągu Baltic Pipe, którym co roku mogłoby docierać do Polski od 7 do 10 mld m sześc. gazu. Apotem trzeba go szybko zbudować, co nie będzie łatwe, zważywszy nie tylko na murowaną obstrukcję ze strony Rosji, ale też na całkiem prawdopodobną ze strony jej wspólników w budowie wymierzonych m.in. w nasze interesy gazociągów Nord Stream, czyli Niemiec i kilku innych państw UE i NATO.
Oba te źródła zaopatrzenia, gdy do nich dorzucić 4 mld m sześc. gazu, który sami wydobywamy, jeszcze przez wiele lat będą pokrywać całe zapotrzebowanie Polski, zważywszy na to, że dziś zużywamy rocznie ok. 16 mld m sześc. błękitnego paliwa.
Jeśli więc ekipie Jarosława Kaczyńskiego uda się doprowadzić ten skomplikowany projekt do szczęśliwego końca, to w 2022 r. wreszcie – z niekłamaną radością – pożegnamy Gazprom, tak jak w 1993 r. z taką samą, niekłamaną radością pożegnaliśmy sowieckich żołnierzy. Co przecież zapewne nie oznacza, że w ogóle nie będziemy od Rosjan kupować gazu. Jednak na pewno oznacza, że już nigdy nie będziemy go kupować na ich, imperialnych – tak bardzo niekorzystnych dla nas – warunkach.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.