Przegląd religijny: "My, odrowieńcy!", czyli jak ksiądz pokonał koronawirusa

Przegląd religijny: "My, odrowieńcy!", czyli jak ksiądz pokonał koronawirusa

Dodano: 
Fragment okładki książki „My, odzrowieńcy! Rozmowy z covidem w tle”
Fragment okładki książki „My, odzrowieńcy! Rozmowy z covidem w tle”
Przegląd książek religijnych DoRzeczy.pl || Prezentujemy książkę wydawnictwa Zielona Litera, w której m. in. kapłan katolicki opowiada o doświadczeniu koronawirusa.

Kim są ludzie, którzy pokonali covid? Jak bardzo to doświadczenie wpłynęło na ich życie, kariery, środowiska, w których funkcjonują? W jakim stopniu zmieniło się ich życie codzienne, zawodowe, relacje z ludźmi, odbiór świata? Bez względu na profesję i status społeczny łączy ich jedno: pokonali chorobę, która w ostatnim czasie wstrząsnęła całym światem. Ich świadectwa mogą stać się początkiem szerszego dyskursu społecznego wokół zjawiska pandemii, a w szczególności statusu Ozdrowieńców i jakości ich życia po przejściu choroby. Bohaterowie tej książki już wiedzą, co to znaczy: wykluczenie, stygmatyzacja, depresja, samotność, ale także… nadzieja i szansa na nowe. Prędzej czy później większość z nas będzie mogła powiedzieć o sobie: Ja, Ozdrowieniec.

Jednym z rozmówców występującego pod pseudonimem Ksawery Krynicki autora jest ks. Wojciech Nowicki, redaktor naczelny Radia Emaus, duszpasterz dziennikarzy w archidiecezji poznańskiej oraz asystent kościelny programów katolickich w poznańskim oddziale Telewizji Polskiej.

Książka My, ozdrowieńcy! Rozmowy z covidem w tle jest dostępna w księgarni internetowej Wydawnictwa Świętego Wojciecha.

Fragment książki My, ozdrowieńcy! Rozmowy z covidem w tle

Z księdzem Wojciechem Nowickim spotykam się 25 stycznia w Poznaniu. Zaledwie kilka dni wcześniej w stolicy Wielkopolski dochodzi do tragedii – jeden z duchownych odbiera sobie życie. Ksiądz Nowicki nie ukrywa, że jest tym faktem ogromnie wstrząśnięty. Przez chwilę o tym rozmawiamy, bo choć nie ma powodów, by śmierć księdza w jakikolwiek sposób powiązać z covidem, to jednak nie da się tego całkowicie wykluczyć – wszak wzrost nastrojów depresyjnych w czasie pandemii jest już dla wszystkich oczywisty. Podobnie jak wzrost agresji, która domaga się ujścia, wyłazi z nas każdym porem ciała, przejmuje nad nami kontrolę w sklepach, na parkingach, w szpitalach, a nawet... w obiektach sakralnych. Niedawne pobicie cerkiewnego przewodnika w położonym nieopodal Krynicy-Zdroju Powroźniku przez mężczyznę, którego ten poprosił o założenie maseczki, jest tego najdobitniejszym przykładem. Agresor nie zawahał się użyć przemocy w świątyni, na której drzwiach widnieje sporej wielkości tablica informująca, że każdy kto przekroczy próg cerkwi, winien uprzednio zabezpieczyć nos i usta. Takie zachowanie przed pandemią było nie do pomyślenia. Nadciąga Novus Ordo Mundi? Jeśli tak, to mamy się czego bać.

Trwa pandemia. Czy starotestamentowy Jahwe stracił ostatecznie do nas cierpliwość i postanowił przykładnie ukarać ludzi, jak to zwykł przed wiekami przecież już czynić?

Pamiętam, że zaraz na samym początku, tuż przed Świętami Wielkiej Nocy, gdy obowiązywały bardzo surowe obostrzenia w przemieszczaniu i gromadzeniu się, a w kościołach mogło przebywać naraz maksymalnie pięć osób, przeżywanie tych najważniejszych dla chrześcijan świąt, podczas których mówimy o nadziei życia wiecznego – więc są one z natury rzeczy absolutnie radosne – było przykryte poczuciem beznadziei. Nie wiadomo było, w którą stronę to pójdzie, nie wiadomo, jak to wszystko interpretować. Wygłosiłem wówczas takie kazanie, że nie postrzegałbym tego, co się dzieje, w kategoriach kary. Powiedziałem, że z teologicznego punktu widzenia lepiej jest wierzyć, że jest to dopust Boży, bo przecież nic nie dzieje się bez przyczyny i nad wszystkim czuwa Pan Bóg. Jeśli więc pojawiła się taka pandemia, to nie dlatego, że Pan Bóg jej chciał. Nie wiem, czy ją zesłał, ale gdyby jej nie chciał, to by się nie pojawiła. Zmierzam do tego, że Pan Bóg nad wszystkim czuwa i nawet jeśli dopuszcza do nas trudne wydarzenia, to w przekonaniu, że dzięki nim wyciągniemy dobre dla siebie wnioski. Zatem to doświadczenie powinniśmy przeżyć w perspektywie wiary. Pan Bóg coś dopuścił i teraz ja, jako człowiek wiary zastanawiam się, co chce mi przez to powiedzieć. Być może ktoś, kto mówi, że to jest kara za nasze grzechy, za to, jak postępujemy, za to, że odchodzimy od Ewangelii, ma rację. Z drugiej jednak strony bez problemu moglibyśmy wymienić kilka, a może i kilkanaście znacznie poważniejszych zdarzeń z minionego stulecia, o których moglibyśmy powiedzieć, że to była kara Boża, jak chociażby dwie wojny światowe. Mam zatem wątpliwości, czy akurat pandemia jest wymiarem kary Bożej, natomiast oczywiście – Pan Bóg, przez to, że dopuszcza trudne wydarzenia, może nas próbować czegoś nauczyć. Może warto spojrzeć na to także z jeszcze innej strony. Przecież Jezus wyraźnie powiedział, że w życiu człowieka jest także element cierpienia i że człowiek wierzący musi znaleźć w swoim życiu także miejsce na nie. Nazywamy to potocznie „krzyżem”. Żaden chrześcijanin nie może być zdziwiony, że spotyka go w życiu coś trudnego. A jeśli chciałby prowadzić życie bez trudu, myśleć, że nie spotka go nigdy żadna choroba, żadne trudne doświadczenie, nie dosięgnie go żaden kryzys, to ja bym się głęboko zastanowił nad tym, czy to jest naprawdę chrześcijaństwo, czy też ten ktoś stworzył sobie jakąś religię soft, inną od tej, o której mówi Jezus w ewangelii.

Czytaj też:
Przegląd religijny: Dominikańskie Wydawnictwo W drodze kończy 2021 r. aż 6 nowościami
Czytaj też:
Przegląd religijny: Ani joga, ani zen. Chrześcijańska medytacja głębi
Czytaj też:
Przegląd religijny: "Sto lat modernizmu", czyli skąd się wziął kryzys w Kościele?

Czytaj także