947 nocy w piekle. Szczegóły ucieczki Witolda Pileckiego z obozu w nowej biografii
Artykuł sponsorowany

947 nocy w piekle. Szczegóły ucieczki Witolda Pileckiego z obozu w nowej biografii

Dodano: 
947 dni w piekle. Nowa biografia Pileckiego
947 dni w piekle. Nowa biografia Pileckiego 
Dzieje życia rotmistrza Witolda Pileckiego nie przestają fascynować zarówno historyków, jak i zwykłych ludzi. O tym, w jaki sposób rotmistrzowi udało się zbiec z obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, pisze Adam Cyra w biografii „Rotmistrz Pilecki. Ochotnik do Auschwitz”, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa RM.

Witold Pilecki, zagrożony dekonspiracją, a także pragnący, jako naoczny świadek, przekazać prawdę o Oświęcimiu, zbiegł z obozu w nocy z 26 na 27 kwietnia 1943 roku. Uciekał wraz z Janem Redzejem i Edwardem Ciesielskim. Pobyt w KL Auschwitz podsumował krótko: „Wyszedłem w nocy – tak samo, jak przyjechałem – byłem więc w tym piekle dziewięćset czterdzieści siedem dni i tyleż nocy. […] Wychodząc, miałem o kilka zębów mniej niż w momencie mojego tu przyjścia oraz złamany mostek. Zapłaciłem więc bardzo tanio za taki okres czasu w tym «sanatorium».
Realizacja odważnego przedsięwzięcia była możliwa dzięki pomocy kolegów. W tym czasie Pilecki pracował w paczkarni, Edward Ciesielski w szpitalu, a Jan Redzej w magazynie żywnościowym przy kuchni. Wykorzystując swoje kontakty, ZOW umożliwił śmiałkom dostanie się do komanda zatrudnionego na nocnej zmianie w piekarni, poza terenem KL Auschwitz. Pierwszy otrzymał pracę Redzej, który wcześniej poinformował Pileckiego i Ciesielskiego, że więźniowie z tego komanda są zamykani na noc w zakładzie wraz z dwoma nadzorującymi ich esesmanami. On również zauważył, że są tam duże żelazne drzwi, przez które można wydostać się na wolność. W piekarni pracowało kilku cywilów i kilku więźniów. Według dalszych informacji Redzeja do odkręcenia nakrętki z metalowego uchwytu, za pomocą którego przymocowano żelazną sztabę uniemożliwiającą otwarcie drzwi do piekarni, konieczne było dorobienie klucza. Redzej sporządził odcisk nakrętki w chlebie i przekazał go znajomemu ślusarzowi, który wkrótce wykonał klucz. Został on ukryty w magazynie węglowym na terenie piekarni. […]

Zamierzano uciekać w ostatniej dekadzie kwietnia 1943 roku. Wiadomo było bowiem, że w okresie przypadających wówczas Świąt Wielkanocnych znaczna część obozowej załogi SS będzie przebywać na urlopach. […] W poniedziałek, 26 kwietnia, Ciesielski i Pilecki znaleźli się w bloku nr 15, gdzie mieszkali piekarze. Ostatecznie termin ucieczki ustalono na noc z 26 na 27 kwietnia. Więźniowie pracowali w piekarni na dwie zmiany. Stąd też należało nie tylko zostać skierowanym do komanda piekarzy, lecz także trafić do grupy zatrudnionej na nocnej zmianie. Niespodziewanie wynikła nowa trudność, bowiem kapo piekarni zdecydował, że Pilecki będzie pracował w nocy, a Ciesielski w dzień. Pomogło wstawiennictwo Redzeja: „Wreszcie wszyscy byli «zrobieni» mową Redzeja, konfiturami, cukrem, jabłkami – z paczek ode mnie, no i wiele dopomógł wesoły nastrój drugiego dnia świąt. Godzina 18.30. Od bramy esesman woła: «Bäckerei…». […] Jesteśmy za bramą. Ileż razy ją przekraczałem, myśląc: «Kiedy już nie będę potrzebował do niej powrócić». Dziś wychodzę z myślą, że powrócić w żadnym wypadku nie mogę”.

Pilecki i Ciesielski byli ubrani w cywilną odzież, na którą nałożyli obozowe pasiaki, Redzej – w cywilne marynarkę i spodnie z wymalowanymi czerwonymi pasami14. Dwóch więźniów i dwóch esesmanów poszło do małej piekarni dla załogi SS, natomiast sześciu więźniów, w tym Pilecki z kolegami, do dużej piekarni. Była ona położona mniej więcej dwa kilometry od obozu i wypiekała chleb dla więźniów w KL Auschwitz. […] Więźniowie zostali zamknięci z dwoma pilnującymi ich esesmanami. […]Dopiero podczas kolejnego rozpalania pieców, kiedy nastąpiła krótka chwila przerwy, przystąpili do wdrażania planu w życie. Przebywali wówczas w drewutni pod pozorem przygotowania opału. Ciesielski i Pilecki byli zajęci pracą, a Redzej wyciągnął schowany tam klucz i zaczął otwierać drzwi. Przecięcie dzwonka alarmowego także zostało zrealizowane. Teraz liczyły się już sekundy. Dzięki sprzyjającym okolicznościom – jeden z nadzorujących esesmanów zajęty był pisaniem listu, a drugi jedzeniem – wszyscy trzej podeszli do żelaznych drzwi, napierając na nie z całych sił. Przy kolejnym naciśnięciu ustąpiły. Byli wolni. […] O tym wydarzeniu Pilecki napisał: „Tuż przy brzegu znajdowała się wieś. Na wodzie kołysały się łódki, własność mieszkańców tej wioski. […] Łodzie były przymocowane łańcuchami do wbitych pali. Łańcuchy zamknięte na kłódki. […] Jeden z nich był złączony z dwóch kawałków za pomocą śruby. Jasiek wyjął klucz (kawałek sztaby z otworem na mutrę, którym odkręcał śrubę w piekarni). Zaskoczył nas zbieg okoliczności. Klucz akurat pasował na mutrę. Odkręciliśmy ją. Łańcuch rozpadł się na dwoje. Wschodziło właśnie słońce. Wsiedliśmy do łodzi i odbiliśmy od brzegu”. Było już zupełnie jasno, kiedy znaleźli się po drugiej stronie Wisły.

Fragment pochodzi z książki „Rotmistrz Pilecki. Ochotnik do Auschwitz”, która ukazała się 8 sierpnia nakładem wydawnictwa RM.

Zamów ksiażkę tutaj

Źródło: Wydawnictwo RM
Czytaj także