Jak wygląda praca kuratora sądowego? Nowa książka Piotra Matysiaka
Artykuł sponsorowany

Jak wygląda praca kuratora sądowego? Nowa książka Piotra Matysiaka

Dodano: 
Jak wygląda praca kuratora sądowego? Nowa książka Piotra Matysiaka
Jak wygląda praca kuratora sądowego? Nowa książka Piotra Matysiaka 
Rozmowa z autorem książki „Patożycie. Z notatnika kuratora sądowego” Piotrem Matysiakiem.

Zacznijmy od początku. Na ogół, jeśli już, kuratora kojarzymy jako osobę, która sprawdza, czy "wszystko w porządku" u osób/rodzin objętych dozorem. To zapewne mocno uproszczony obraz. Na czym polega w rzeczywistości praca kuratora w Polsce?

Piotr Matysiak: Gdybym miał wymieć wszystkie czynności zawodowe do których jest zobligowany kurator, zapewne nie starczyłoby miejsca na inne odpowiedzi. Należy zwrócić uwagę, że praca kuratora jest pracą w systemie zadaniowym i tylko teoretycznie ograniczoną do 40 godzin tygodniowo, pięć w dni tygodniu, bo przecież kurator nie ma stałych godzin pracy a swoje czynności wobec rodzin czy nieletnich podejmuje w ich miejscach zamieszkania od 7 rano do 22.00 wieczorem. Jednakże postaram się wymienić te najważniejsze i zarazem najbardziej pracochłonne. Jednymi z najważniejszych czynności są wywiady środowiskowe przeprowadzane w terenie na zlecenie sądu i zbieranie opinii np. wśród sąsiadów. Pracując na terenach wiejskich kurator pokonuje własnym samochodem 30-40 km w jedną stronę i wielokrotnie okazuje się, że nikogo w mieszkaniu czy domu nie zastał. Musi jechać ponownie, w innym terminie nie mając pewności czy tym razem uda mu się wywiad przeprowadzić, dlatego kuratorzy wolą jeździć wieczorami lub późnym popołudniem, bo jest większa szansa kogoś zastać. I takich wywiadów zdarza się 20-30 miesięcznie. Oprócz wywiadów ma pod nadzorem rodziny, które musi minimum raz w miesiącu skontrolować, a w przypadku podejrzenia przemocy czy alkoholu to częściej. Ponadto uczestniczy w wokandach sądowych, jeśli zachodzi taka potrzeba, razem z Policją uczestniczy w przymusowych odebraniach dzieci, sporządza wnioski dla sądu, zeznaje na Policji jako świadek, bierze udział w spotkaniach Zespołów Interdyscyplinarnych, spotkaniach z pedagogami, odwiedza szkoły, przedszkola w celu zebrania opinii odnośnie rodziny. Bierze udział w kontaktach rodziców dziećmi – co warto zaznaczyć i co podnosiłem w swojej książce – głównie w weekendy, nadzoruje i kontroluje kuratorów społecznych a w razie potrzeby jedzie z nimi w teren, przyjmuje interesantów podczas dyżurów sądzie dwa razy w tygodniu, no i do tego dochodzą oczywiście udział we wszelkich szkoleniach, dokształcanie, zebrania pracownicze. Należy także zwrócić uwagę, że ze wszystkich swoich czynności musisz udokumentować notatką czy sprawozdaniem i wprowadzić ją do systemu komputerowego oraz prowadzić wersję papierową do akt. Więc pojedynczy wywiad wraz z dojazdem może trwać nawet 3-4 godziny i do tego wszelkie informacje jakie uzyskasz musisz przepisać komputerowo, co zajmuje kolejne 2-3 godziny. A ponieważ nie obowiązuje żadna ewidencja czasu pracy, nikogo nie interesuje czy się wyrabiasz w 8 godzinach dziennie, po prostu masz na określony termin sporządzić dane opinie czy dokumenty. Do tego dochodzą często zastępstwa za nieobecnych innych kuratorów na przykład z powodu choroby, gdzie musisz przejąć część ich spraw, więc nie ma co się dziwić, że większość osób pracuje ponad 40 godzin tygodniowo i w weekendy.

Czy tytułowy "Wielki zawód" dotyczy pracy kuratora?

Kurator sądowy to zawód zaufania społecznego, ponadto jesteś urzędnikiem pełniącym służbę, więc na przykład twoje prawa do chociażby strajku są bardzo ograniczone niż w innych zawodach. Jednakże to praca, którą musisz polubić, choć nie zgadzasz się z wieloma przepisami czy decyzjami sądu, to nie wolno ci ich podważać. Musisz mieć tez na uwadze, że pracujesz z ludźmi, którzy także czują, myślą, są przestraszeni a także niepełnosprawni intelektualnie i to od twoich kontaktów z nimi, twoich decyzji czy sposobu pracy z nimi, zależy często ich los. Jest to praca w której musisz się uodpornić na wiele rzeczy a także mieć świadomość, że nie możesz każdego mierzyć własną miarą i wymagać, aby funkcjonowali „podręcznikowo”. Niestety ta praca jest obciążona dużym ryzykiem wypalenia zawodowego, zmęczenia, u kuratorów pojawiają się uzależnienia czy rozwija się depresja a nie ma takiego dostępu do psychologów jak na przykład w służbach mundurowych, gdzie o wiele łatwiej uzyskać długotrwałe zwolnienie czy urlop na podratowanie zdrowia. Ponadto, co warte odnotowania, kurator w środowiska przestępcze, zdemoralizowane wchodzi przeważnie sam – bez broni, bez asysty, uzbrojony tak naprawdę w zeszyt i długopis, przez co wiele osób, szczególnie młodych kobiet boi się o własne zdrowie a nawet życie. A potem okazuje się, że pomimo starań, podejmowanego ryzyka, stresu ale także sumienności, twoje opinie są przez sąd odrzucane czy ignorowane lub podważane przez adwokatów stron, którzy zarzucają ci brak kompetencji. I gdy po wyczerpującym tygodniu pracy, myślisz o wolnym weekendzie, to nagle otrzymujesz zlecenie na udział przy kontaktach rodziców z dziećmi w co druga sobotę bądź niedzielę w godzinach 10 do 17. I wtedy wiesz, że sąd, który przecież stanowią ludzie, nie liczą się z tym, że też masz dzieci, rodzinę, masz prawo do odpoczynku i chcesz mieć weekend dla siebie. I wtedy właśnie często pojawia się ten „Wielki zawód”, dlaczego nikt nie szanuje ciebie i twojej pracy, traktując jak robota, który nie ma nawet prawa do odpoczynku w weekend z własną rodziną. I proszę mi wierzyć, często większy szacunek otrzymujesz od tego pijaka, alkoholika, którego nadzorujesz, niż od osób stanowiących prawo, bo ten „pijak” w przypływie refleksji przynajmniej szczerze powie, że współczuje kuratorowi tak niewdzięcznej i żmudnej pracy.

Czy biorąc pod uwagę system, w jakim funkcjonują kuratorzy (biurokracja, braki kadrowe etc.), nie jest tak, że do pewnego stopnia ich praca jest fikcją?

Poniekąd na to pytanie odpowiedziałem powyżej, ale zwrócę uwagę na jeszcze jedną rzecz. Możemy, jako kuratorzy, nie zgadzać się z decyzjami przełożonych, czy z przepisami kodeksów lub decyzjami sądu, ale nie możemy myśleć, że uprawiamy fikcję. Wpadając w takie myślenie, możemy wpaść w pułapkę, że nie trzeba się starać, że można być mniej czujnym, że można zignorować pewne rzeczy, bo przecież i tak to nic nie zmieni czy nie zainteresuje a nasze czynności robione są tylko dla „papieru”. Zgodzę się z tym, że niektóre rzeczy są fikcją, jak na przykład nadzór kuratora nad samotnie mieszkającym alkoholikiem, który już podczas pierwszej mojej wizyty mówi mi, że on nie ma zamiaru przestać pić a lokum jego jest meliną. I gdy informują o tym sąd, ten mówi – nadzór proszę prowadzić. I kolejne godziny pracy, kilometry są poświęcane by do niego jeździć i sporządzić notatkę, że jest pijany albo trwa libacja z kolegami. Przecież w tym czasie można by było odwiedzić rodziny, które wymagają większej uwagi, a nie zajmować się samotnym alkoholikiem, który od samego początku deklarował brak współpracy. Jednakże jest to praca dla ludzi z wrodzoną sumiennością i mimo że wiesz, że zastaniesz go pijanym i pewnie nie wpuści cię do domu, to jednak jedziesz by móc uczciwie sporządzić notatkę do akt, że podjąłeś czynności w jego sprawie.

We wstępie pisze pan, że zawsze interesowało pana to, "co sprawia, że ludzie staczają się na dno". Dowiedział się pan?

Stanowczo, w większości będą to uzależnienia, zarówno od alkoholu jak i środków psychoaktywnych. Tutaj jest to równia pochyła dla osoby, która jest uzależniona i jeśli nie podejmie odpowiednio wcześnie terapii traci wszystko – pracę, rodzinę, a jeśli uzależnienie dotyka obydwojga rodziców lub rodzica samotnie wychowującego dzieci, to niestety często kończy się to tragicznie dla tych najmłodszych. Bardzo często dzieci powielają uzależnienia swoich rodziców, stąd niestety, pracy nam nigdy nie zabraknie. Zauważyłem także, że jest coraz więcej osób z objawami depresji sięga po używki, co tylko pogłębia chorobę a nadużywanie alkoholu wzmaga chorobę i mamy błędne koło. Niestety, ale ludzie mniej majętni, ze wsi, z małych miasteczek nie mają możliwości trafienia odpowiednio szybko do lekarzy psychiatrów albo po prostu nie stać ich na to (nie mówiąc o braku lekarzy) co powoduje, że ta droga „na dno” jest bardzo szybka.

W książce pisze pan o Polsce "C", gdzie "krzywdzone dziecko jest statystyką i problemem dla służb, a kolejny patol przestał wzbudzać już jakiekolwiek emocje". Jednocześnie zaznacza pan, że "kurator to też człowiek". Da się w ogóle "przyzwyczaić" do tego, z czym pan się mierzył?

Przyzwyczaić można się do wielu rzeczy, tak jak lekarz czy pielęgniarka przyzwyczajony jest do widoku krwi. Jako kurator przyzwyczajam się do widoku melin, pijanych ludzi, obskurnych klatek schodowych w starych kamienicach czy brudu w mieszkaniach, ale nie mogę przyzwyczaić się do widoku krzywdzenia innych ludzi, szczególnie dzieci, które nie maja jak się obronić przed krzywdą. Wzbudza to wiele emocji, głównie negatywnych, ale w tej pracy trzeba mieć naprawdę bardzo duże pokłady empatii, ale i trzymania nerwów na wodzy by podjąć szybko i umiejętnie właściwą decyzję, narażając krzywdzone osoby na jak najmniejszy stres. Jednakże każda taka sytuacja, takie zdarzenie pozostaje w tobie i naprawdę wielką sztuką jest umiejętność oddzielenia pracy zawodowej od własnego życia osobistego co niestety, a mówię to z przykrością, nie każdemu się udaje.

Jakie dostrzegł pan, przez czas pana pracy, elementy w systemie, które należałoby poprawić?

W pierwszej kolejności system powinien zadbać właśnie o higienę psychiczną osób pracujących w tym zawodzie. Przemęczenie, przeciążenie obowiązkami a także coraz większą średnia wieku kuratorów powoduje, że traci się czujność a to już jest krok ku temu, aby doszło do zaniedbań kończących się tragedią innych. W mojej ocenie można to zrobić bardzo prosto – na przykład udział kuratora przy tych nieszczęsnych kontaktach ograniczyć tylko do 2-3 godzin i to w dni robocze. Wystarczy jeden zapis w kodeksie, aby sędziowie go respektowali a kuratorzy mogli mieć wolne weekendy na odpoczynek. Bardzo łatwo jest ograniczyć liczbę wywiadów środowiskowych wprowadzając ich odpłatność dla osób składających wniosek do sądu. Nie dość, że kurator miałby zwrócone koszty dojazdu, to ograniczyłoby to ich liczbę, ponieważ wiele osób, korzystając z faktu, że ponoszą znikome koszty za sprawę sądową, po prostu przenoszą swoje prywatne konflikty i wykorzystują w tym celu wymiar sprawiedliwości. W nadzorach w sprawach nieletnich wprowadzić zasadę obowiązkowego stawiennictwa nieletniego z rodzicem w sądzie na dyżurze, dajmy na to 2 razy w miesiącu wraz z wydrukiem z dziennika elektronicznego co do postępów w nauce, zamiast szukania nieletniego na osiedlu by sporządzić notatkę z odwiedzin, a często te rodziny jak i młody człowiek lekceważą kuratora, celowo unikając spotkania, a wizytę w domu ograniczyć do jednej na 3 miesiące. Przykładów takich mógłbym mnożyć – nie tylko ułatwiłyby pracę, ale także podniosłoby prestiż zawodu.

Jakie ma pan plany?

Należę do osób nadaktywnych zawodowo więc o swoją przyszłość się nie martwię. Ale wciąż działam w branży szeroko związaną z pracą z osobami zagrożonymi wykluczeniem społecznym i chyba doświadczenie zdobyte jako kurator bardzo mi pomaga. No i, co dla mnie szczególnie miłe, otrzymuję zapytania od kolegów i koleżanek czy nie chce wrócić do zawodu. Zresztą nie tylko od nich, ale i od moich byłych nadzorowanych którzy wciąż pytają mnie o rady lub doradzają się w kwestiach prawnych. Bo, wbrew pozorom i opiniom jakie można wyrobić sobie na podstawie książki, podobno jestem spokojnym, miłym, lubianym i pomocnym facetem.

Książka dostępna na stronie wydawnictwa RM.

Źródło: Wydawnictwo RM
Czytaj także