• Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Usta Cieśli

Dodano: 
Tablica poświęcona Piotrowi Szczęsnemu na placu Defilad w Warszawie
Tablica poświęcona Piotrowi Szczęsnemu na placu Defilad w Warszawie Źródło: X / Hanna Gronkiewicz-Waltz
Antypisowska propaganda mierzy coraz niżej. Z samym PiS już praktycznie nie wojuje – za wysokie progi. Szuka celów łatwiejszych. Atakuje na przykład ONR czy inne odłamy Ruchu Narodowego, bo wszystkie one razem wzięte nie mają w sondażach jednego procenta poparcia, i stara się swoim zwolennikom wmówić, że ONR to PiS, a w każdym razie że to PiS ponosi za jego istnienie jakąś odpowiedzialność – jakby organizacja ta nie powstała i nie rozwinęła pod rządami salonu i dzięki niemu.

Skądinąd zresztą sukces Marszu Niepodległości to wspaniały przykład, jak dobry Bóg pisze prosto po krzywych liniach i jak, niczym w dżudo, wykorzystuje do tworzenia dobra działania ludzi złych. Przecież gdyby nie próba zniszczenia Marszu przez michnikowszczyznę, gdyby nie owe nawoływania do „blokowania”, „wygwizdania” i „wyrzucenia z Warszawy”, które zmobilizowały tysiące młodych patriotów przeciwko antywartościom, które uosabiał Michnik i jego trzódka, impreza pozostałaby jednym z niszowych wieców, jakich każdego 11 listopada odbywa się w stolicy kilkanaście (kto pamięta, że hasłem-marzeniem Marszu w 2011 było „niech będzie nas 11 tysięcy na 11 listopada 2011?”). Koledzy z ONR i MW powinni doprawdy przyznać redaktorowi Blumsztajnowi złotą odznakę honorową.

Antypis celebruje też w sposób iście obrzydliwy samobójczą śmierć ofiary depresji i propagandowej histerii „tefałenów”. „Świeże groby zawsze wzruszą”, jak śpiewał kiedyś Jacek Kleyff (dziś, wierny tej zasadzie, śpiewa o Piotrze Szczęsnym – to i tak lepsze, niż te akty strzeliste, w których ręczył za uczciwość Mateusza Kijowskiego), ale i tu, jak zwykle, narracja się antypisowi rozjeżdża. No bo albo Piotr Szczęsny był uosobieniem archetypu polskiego inteligenta, być może ostatnim przedstawicielem tej zasłużonej dla Polski formacji, jak go mianowała Agnieszka Holland, albo był jednostką wybitną, „wiedział więcej, czuł głębiej”, jak egzaltował się nad grobem ksiądz Boniecki, i cechował się ponadprzeciętną inteligencją, której wysoki iloraz, zdaniem jego wyznawców, wyklucza niepoczytalność (w istocie, w wypadku chorób takich jak depresja, jest to raczej dodatkowy czynnik ryzyka) – albo był „zwykłym szarym człowiekiem”, jak go mianuje agit prop, licząc że wzruszy tym i skłoni do identyfikacji z ofiarą „masy”. Przejawia się w tym szczególny problem, jaki lewicująca elita miała zawsze z „człowiekiem prostym”, zarazem retorycznie ustawiając go na piedestale i nieustannie próbując zawstydzić, zahukać i zmusić, by uznawszy swą niższość naśladował „ludzi wykształconych i na poziomie”, za jakich uważa siebie samą.

Poza tym nie bardzo wiadomo, co właściwie kult antypisowskiego samobójstwa ma w warunkach państwa demokratycznego zbudować. Przekonanie, że parafrazując starego wodza z „Wielkiego Małego Człowieka”, na PiS jest tylko jedna rada – umrzeć? Że nic się nie da zrobić, żadna opozycja, żadna działalność nie ma sensu, po prostu, kto nadal żyje, ten za Kaczyńskim?

Jednym z powodów samospalenia, jakie wyliczył w swym przedśmiertnym manifeście Piotr Szczęsny, było to, że radiowa Trójka, której słuchał od dzieciństwa, nie jest już taka jaka była kiedyś, za co obwinił PiS. Trudno, czytając coś takiego, opędzić się od myśli, którą popularny dziennikarz sportowy Krzysztof Stanowski, krańcowo zirytowany tańcem hien na grobie tego człowieka, sformułował w internecie bardzo brutalnie (nie będę cytować, kto ciekaw, znajdzie). Ale i to agit-prop „opozycji totalnej” wziął bardzo poważnie i plucie na radiową Trójkę oraz jej nowe kierownictwo stało się jedną z wytycznych ostatnich dni.

„Czyje usta pierdzą?” – pyta u Lisa w „Newsweku” niejaki Wojciech Cieśla, i na zadane w tytule pytanie odpowiada: „tuba narodowej propagandy składa się z wielu rur, ale przez wszystkie pierdzą te same usta”. Ten reprezentatywny przykład stylu „inteligenckiej” w swoim przekonaniu opozycji ozdabia tekst o Trójce, typowo „niusłikowy” zresztą, to znaczy oparty wyłącznie na „cytatach” pragnących „zachować anonimowość” osób jakoby istniejących i dobrze poinformowanych. Cytatach, w których szefowie Trójki nazywani są „baranami”, niosących takie na przykład sensacje: „Dziennikarz Y: w sobotę dziewięćdziesiąt procent serwisów to imprezy religijne, kazania, ingresy”. Już mniejsza z tym, że to bzdura, ale zwracam uwagę, że nie w niedzielę, kiedy kazania i ingresy mają znienawidzeni katolicy, ale właśnie w sobotę – najwyraźniej Lis postanowił po raz kolejny przestrzec, że PiS to Żydzi.

Styl pana Cieśli pasuje doskonale do ogólnego przekazu świadomie chamiejącego antypisu: „Gazeta Wyborcza” wywiad z żoną Radosława Sikorskiego ilustruje przecież rysunkiem Kaczyńskiego oddającego mocz na unijną flagę a w odredakcyjnych wstępniakach nazywa politycznych przeciwników „bucami”. Ale coś mi się majaczy, że ów Cieśla od „pierdzących ust”, współautor arcymanipulatorskiego tekstu, insynuującego prezydentowi Dudzie bez żadnych twardych faktów jakieś nadużycia finansowe w czasach, gdy był posłem (analizowałem tu kiedyś ten materiał jako kliniczny przykład pisania szmatławego) był właśnie za ten gadzinowy tekst nominowany i poważnie brany pod uwagę do nagrody imienia Dariusza Fikusa. Bo potomek wybitnego dziennikarza, w lewackim zacietrzewieniu, nie mógł znieść, że nagrodę tę przyznaje „pisowska” jego zdaniem „Rzeczpospolita”, więc ją – podobnie, jak z „Kisielem” próbował zrobić równie salonowy Jerzy Kisielewski – przekazał na wewnętrzne wyróżnienie antypisowskiego agit-propu. Doprawdy, to bezmiar upadku i zeszmacenia, jeśli nawet dobre imię wybitnego przodka składa się w ofierze prywatnej nienawiści do Kaczyńskiego. Podobnie zresztą jest z rodziną Piotra Szczęsnego, dziękującą wylewnie hienom, które wymachują dziś jego śmiercią. Można by to podsumować tylko w jeden sposób, ale nie będę się zniżał do stylistyki pana Cieśli, niech pozostanie ona tam, gdzie jej miejsce.

Źródło: DoRzeczy
Czytaj także