W 2019 roku Meksyk wprowadził konstytucyjną zasadę, wedle której wszystkie listy partyjne muszą być złożone z mężczyzn i kobiet w dokładnym podziale 50 na 50 procent. W tym roku doszło do sytuacji, w której 18 męskich kandydatów partii Force for Mexico zdecydowało się na kandydowanie jako „transseksualne kobiety”, aby uniknąć wykluczenia z wyścigu do wyborów parlamentarnych i stanowych, zaplanowanych na 6 czerwca.
„Fałszywi transseksualiści”
Krytycy, szczególnie związani z ruchem gender, od razu zarzucili politykom, że są „fałszywymi transseksualistami”. Wziął ich w obronę prezes – postępowej skąd inąd – partii, który na antenie meksykańskiej telewizji bronił autentyczności ich nagłej płciowej „metamorfozy”.
- Kwestia trans jest trójdzielna: transseksualista, transseksualny i transwestyta. A kwestia dotycząca trans społeczności jest bardzo szeroka. Nie mogę wkraczać w prywatność ludzi i mówić im „ty tak, a ty nie” – przekonywał Luis Vargas.
Ideologia gender jak wąż, który gryzie własny ogon
Sprawę tego dziwacznego zapętlenia ideologii gender skomentował Marcial Padilla, dyrektor promującej wartości rodzinne organizacji ConParticipación, mówiąc: „Zdarza się, że sprawdza się powiedzenie: wąż gryzie własny ogon”. Ideologia ta doszła do ściany, ponieważ osoby, które używają jej do osiągnięcia celów politycznych, mogą – jak zauważa komentujący – zgodnie z jej własną retoryką powiedzieć: „Nie oceniajcie nas ani nie dyskryminujcie z powodu naszej ekspresji płciowej”.
- Wreszcie ideologia gender, będąca przedmiotem subiektywnego pomieszania i chaosu, sama osiąga punkt krytyczny, kiedy interesy finansowe, polityczne lub inne mogą ukazać jej kłamstwa i zamęt, jaki powoduje – powiedział Padilla.