Nadający ton kampanii poprzedzającej marcowe wybory parlamentarne 53-letni Geert Wilders pochodzi z miejscowości Venlo w południowo-wschodniej Holandii. Co prawda skończył liceum katolickie, ale potem jego drogi z Kościołem się rozeszły. Jako nastolatek mieszkał przez jakiś czas w Izraelu, a później wielokrotnie odwiedzał ten kraj. Zwykł powtarzać, że czuje się tam jak u siebie w domu. Opowiada się przeciwko prawom Palestyńczyków do tworzenia osiedli na terenie miast izraelskich. Po powrocie do kraju pracował m.in. jako agent ubezpieczeniowy. O jego życiu osobistym wiemy niewiele. Jego żona, Krisztina, jest węgierską Żydówką. Nie mają dzieci. Małżonka polityka pokazuje się publicznie jedynie sporadycznie. – Jego życie rodzinne? Jego rodziną i życiem jest polityka – mówi jeden z holenderskich dziennikarzy.
Z polityką zawodowo związany jest od kilkunastu lat, początkowo był członkiem partii liberalnej, którą opuścił po tym, gdy ta poparła starania Turcji o wejście do Unii Europejskiej. Założył własne ugrupowanie – Partię Wolności. Z jej ramienia dostał się do holenderskiego parlamentu. Jego kariera nabrała impetu po 2004 r. – wówczas zamordowano kontrowersyjnego reżysera i dokumentalistę, Theo van Gogha. Van Gogh, krewny słynnego malarza, nakręcił film o islamie uznany przez muzułmanów za bluźnierczy. Padł ofiarą politycznego mordu, został zabity przez muzułmanina. Ta tragiczna i głośna śmierć słynnego przeciwnika islamu i islamizacji Holandii utorowała drogę Wildersowi.
Ksenofob
Szybko zajął on na scenie politycznej miejsce van Gogha. W 2008 r. nakręcił bardzo kontrowersyjny film – „Fitna”, w którym na przemian pokazywane są fragmenty Koranu i zdjęcia ataków terrorystycznych dokonanych przez islamistów. Po tym filmie dla muzułmanów stał się wrogiem politycznym numer jeden i celem ataków. Dwa lata później Al-Kaida wpisała go na listę osób, które trzeba zlikwidować.
Polityczna agenda Wildersa sprowadza się do dwóch głównych tematów: niechęci do imigrantów i islamu. Ta antypatia nie dotyczy wyłącznie przybyszów spoza Europy i wyznania muzułmańskiego. Dotknęła także Polaków. Pięć lat temu Wilders założył portal, na którym Holendrzy mogli donosić o polskich robotnikach pracujących na czarno. W komentarzach roiło się od wulgarnych i obraźliwych wpisów na temat naszych rodaków, przedstawianych jako złodzieje i pijacy. Sprawa była na tyle bulwersująca, że zajęły się nią Parlament Europejski i Komisja Europejska. Skargi poskutkowały w końcu zamknięciem portalu.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.