Pod koniec czerwca Litwa wstrzymała tranzyt około połowy towarów, które drogą lądową są transportowane do i z obwodu kaliningradzkiego. Moskwa zareagowała histerycznie. Wprowadzone ograniczenia nazwano „blokadą” Kaliningradu. Termin ten pojawiał się również w polskich mediach, jednak może wprowadzać w błąd. Po pierwsze, Litwa dalej przepuszczała przez swoje terytorium drugą połowę towarów. Po drugie, ograniczenia nie dotyczyły drogi morskiej (przestrzeń powietrzną dla Rosji Litwa zamknęła już w lutym). Po trzecie, rosyjska propaganda nieprzypadkowo użyła takiego, a nie innego terminu. Kojarzyć się ma on z blokadą Leningradu przez Niemców w czasie drugiej wojny światowej. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow nazwał działania Wilna „niezgodnymi z prawem” i zapowiedział, że nie pozostaną one bez odpowiedzi ze strony Moskwy.
Realizacja polityki Brukseli
Tymczasem ograniczenia wynikały z czwartego pakietu sankcji unijnych nałożonych na Rosję. Zawarto w nim zakaz importu i tranzytu materiałów budowlanych, stali, węgla i niektórych innych towarów. Ponadto normalnie funkcjonował drogowy i kolejowy transport pasażerów. Litwa zapowiedziała też, że nie wprowadzi żadnych dodatkowych ograniczeń poza tymi unijnymi. Tak naprawdę Wilno realizowało więc politykę Brukseli. Inna sprawa, że w tym momencie zgodną z własną linią. To bowiem Litwa, tradycyjnie już, obok pozostałych państw bałtyckich czy Polski, stoi w pierwszym szeregu zachodniego nacisku na Rosję, a nawet przed ten szereg wychodzi. Co jednak istotne, niemal za każdym razem swoje zdecydowane działania przedstawia jako wynikające ze wspólnego stanowiska tak czy inaczej (Unia, NATO) rozumianego Zachodu.
W połowie lipca Komisja Europejska ogłosiła nowe wytyczne w sprawie sankcji. „Tranzyt drogowy towarów objętych sankcjami przez rosyjskich operatorów nie jest dozwolony na mocy środków ograniczających UE.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.