To najlepsza praca na świecie – tak o stanowisku brytyjskiego premiera mówił Boris Johnson, gdy na początku lipca, nie bez widocznego żalu, zapowiadał swe odejście. Jego następczyni Liz Truss, do tej pory minister spraw zagranicznych, podziela pewnie jego zdanie, skoro ubiegała się o przywództwo w rządzącej Partii Konserwatywnej, a zatem także urząd premiera, w sytuacji niesłychanie trudnej. Tak trudnej, że nikt nie waży się prognozować, jak sobie poradzi i jak długo będzie rządzić. Nawet bliscy jej ludzie obawiają się, że nie dotrwa do najbliższych wyborów, które odbędą się za dwa lata. Stanowisko premiera może nawet, zdaniem telewizji Sky News, okazać się dla niej politycznym pocałunkiem śmierci.
Problemem numer jeden jest właśnie niespotykane nagromadzenie problemów. Inflacja. Dramatyczny wzrost cen energii. Spadek poziomu życia, z jak najgorszymi perspektywami. Konieczność wspomagania najbiedniejszych. Groźba masowych strajków. Spuścizna pandemii COVID-19. Potrzeba zreformowania NHS, publicznej służby zdrowia. Nielegalna imigracja. Zmiany obyczajowe. Klimat. Konserwatyści głęboko podzieleni. Separatyzm Szkotów, aspiracje Irlandczyków. Trudny dla Brytyjczyków protokół północnoirlandzki, pokłosie brexitu. Unia Europejska, Francja, USA, Chiny. Wreszcie praźródło części problemów: wojna na Ukrainie i Rosja. Słowem – splot problemów wewnętrznych i uwarunkowań zewnętrznych.
Dla Brytyjczyków – poza Szkotami – i nie tylko dla nich uosobieniem skutecznego premiera jest oczywiście Margaret Thatcher, która gruntownie zreformowała i przebudowała gospodarkę, wcześniej niewydajną i niekonkurencyjną. Zadanie było trudne, ale jasne. Rosja była przeciwnikiem (dziś już zresztą wiadomo, że wspierała finansowo część zbuntowanych brytyjskich związkowców), ale w wojnie zimnej, nie gorącej jak teraz. Kryzys naftowy świat miał za sobą. Na polu międzynarodowym zaś pani Thatcher rychło zyskała sojusznika i partnera w osobie Ronalda Reagana, prezydenta USA. Było trudno, łatwiej jednak niż dziś.
Kobieta po raz trzeci
Liz Truss jest w o wiele gorszej sytuacji dlatego właśnie, że musi działać na wielu polach jednocześnie. Sympatyzujący z nią politycy i obserwatorzy dają jej mimo to duży kredyt zaufania. Dominującą cechą pani premier – podkreślają – jest bowiem ambicja połączona z determinacją. Jeśli Liz Truss zapowiada, że coś zrobi, to tak będzie. Teraz, gdy objęła urząd premiera, obiecuje przede wszystkim opanowanie kryzysu energetycznego, walkę z inflacją i zadbanie o warunki życia.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.