Pomysły na Palestynę
  • Witold RepetowiczAutor:Witold Repetowicz

Pomysły na Palestynę

Dodano: 
Mężczyzna w Strefie Gazy, zdjęcie ilustracyjne
Mężczyzna w Strefie Gazy, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Pixabay
Co zrobić z Palestyńczykami i czy taki naród w ogóle istnieje? To pytania, na które na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci padały różne odpowiedzi. Z punktu widzenia prawa międzynarodowego Palestyna jako w pełni niepodległe państwo powinna powstać, ale rzeczywistość jest dla tego narodu coraz bardziej mroczna.

Zapewne niektórzy zakwestionują słowo „naród” użyte w kontekście Palestyńczyków i będą upierać się, że to po prostu Arabowie, którzy mają już tyle państw, że teza, iż potrzebne im jest jeszcze jedno, jest absurdalna. Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak jeden arabski naród. Arabowie uznają status quo stworzonego po pierwszej wojnie światowej międzynarodowego ładu opartego na państwach. Tylko że Palestyńczycy zostali z niego wyłączeni. To, że są narodem, wynika z dwóch kwestii. Po pierwsze, sami odnoszą się właśnie do takiej, a nie żadnej innej tożsamości, a po drugie – żaden inny naród nie uważa ich za część własnej wspólnoty. W czasach otomańskich tereny dzisiejszego Izraela oraz Palestyny podzielone były na trzy sandżaki (jednostki administracyjne): Jerozolimy, Nablusu i Akki, przy czym ten pierwszy miał status samodzielny, a dwa pozostałe wchodziły w skład prowincji Bejrutu. W czasie pierwszej wojny światowej współpracujący z aliantami przeciwko Turkom haszymidzki książę Fajsal dążył do stworzenia zjednoczonego królestwa arabskiego, którego miał zostać władcą. W 1920 r. ogłosił się władcą Arabskiego Królestwa Syrii, które obejmowało tereny dzisiejszej Syrii i Jordanii, ale nie Palestyny i Libanu. Rok wcześniej Fajsal podpisał wspólną deklarację z liderem ruchu syjonistycznego Chaimem Weizmannem, zgodnie z którą Palestyna miała stać się odrębnym państwem otwartym na imigrację Żydów, ale z poszanowaniem praw mieszkających tam Arabów.

Brytyjskie i francuskie interesy

Fajsal był wówczas krytykowany za to przez Arabów, ale i tak Brytyjczycy oraz Francuzi mieli inny pomysł na mapę Lewantu. Syria i Liban miały stać się mandatem francuskim, a Palestyna i Jordania – brytyjskim. Królestwo Syrii zlikwidowano, Fajsala wysłano do Bagdadu, by na otarcie łez mógł panować nad Irakiem, a na tronie Jordanii posadzono jego brata Abdullaha. Porozumienie Fajsala i Weizmanna warte jest jednak przypomnienia, gdyż była to wczesna wersja koncepcji „jednego państwa”, czyli zjednoczenia obecnego Izraela, Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy w jeden organizm państwowy, w którym wszyscy mieliby obywatelstwo. Tyle że w 1922 r. na terenie administrowanego przez Brytyjczyków Mandatu Palestyny mieszkało 757 tys. ludzi, z czego tylko 11 proc. stanowili Żydzi. Zatem oczywiste jest, kto by tam rządził, a kto byłby mniejszością. Fajsal godził się przy tym na wyłączenie Palestyny ze swojego państwa, gdyż miał świadomość różnic między tamtejszym społeczeństwem miejskim a ludnością opartą na plemionach i nomadycznym trybie życia, która miała stanowić trzon jego państwa. Decyzja o przyznaniu niepodległości Palestynie zapadła w 1948 r., przy czym miała ona być podzielona na trzy części: państwo żydowskie, państwo arabskie oraz znajdującą się pod międzynarodowym zarządem Jerozolimę (oddaloną dość znacznie od planowanej granicy arabsko-żydowskiej). W 1945 r. Palestyna liczyła 1,8 mln mieszkańców, przy czym Żydów było tylko 0,5 mln. Nawet na terenach im przyznanych stanowili tylko 55 proc., a ponadto w Jerozolimie – połowę mieszkańców. Natomiast na terenach przyznanych Arabom stanowili zaledwie 1 proc. Plan podziału się nie powiódł i wybuchła wojna, której efektem było zdobycie przez Żydów terenów dzisiejszego Izraela, natomiast Zachodni Brzeg włączony został do Jordanii, a Strefa Gazy do Egiptu. Plan podziału odrzucili przy tym nie tylko Arabowie, lecz także część Żydów.

Niektórzy już wówczas mówili o Izraelu w „historycznych granicach”, czyli obejmującym również znaczną część dzisiejszej Jordanii. Większość jednak miała bardziej ograniczoną wizję, niemniej wykraczającą poza wyznaczone przez ONZ granice, które faktycznie dzieliły państwo żydowskie na trzy trudne do obrony części. Syjoniści chcieli jednak państwa żydowskiego, a nie żydowsko-arabskiego, więc by uzyskać ten charakter, trzeba było wygnać Palestyńczyków z zajętych terenów. Palestyńczycy określają to jako nakbę, czyli katastrofę. Około 700 tys. zostało wygnanych, głównie do Jordanii, Libanu oraz Syrii, natomiast 156 tys. pozostało na terenach zajętych przez Izrael i następnie uzyskało obywatelstwo i prawa wyborcze. Reszta natomiast pozostała na Zachodnim Brzegu oraz wStrefie Gazy, gdzie również przybyła część uchodźców z terenów zdobytych przez Izrael. Choć na ówczesne czasy była to katastrofa, to w historii miały miejsce większe przesiedlenia, a tożsamość palestyńska nie była jeszcze na tyle utrwalona, by nie móc być wchłonięta przez sąsiednie państwa arabskie. Egipt zdecydowanie odrzucił jednak taką możliwość i wprowadził w Strefie Gazy marionetkowy rząd „ogólnopalestyński”. Dla liczącego wówczas ok. 1,3 mln mieszkańców Libanu, z jego skomplikowaną mozaiką religijną, pojawienie się 100 tys. sunnickich Palestyńczyków burzyło tamtejszą równowagę religijną, więc o przyznaniu obywatelstwa i integracji przybyszów nie mogło być mowy. Do dziś są oni bezpaństwowcami.

Palestyńscy uchodźcy zresztą i tak sprowadzili na Liban katastrofę, gdyż stali się główną przyczyną wybuchu wojny domowej w tym kraju w 1975 r. Syria nie miała takich problemów, ale nie chciała integrować uchodźców, bo dzięki temu miała argument do podważania prawa Izraela do istnienia. Przyjęto zatem ustawę odmawiającą Palestyńczykom obywatelstwa. Gdy w Syrii władzę przejęli panarabiści, sytuacja stała się kuriozalna, gdyż ani postulat narodowej jedności arabskiej, ani nawet krótkotrwałe zjednoczenie Egiptu i Syrii w latach 1958–1961 nie zmieniły tego, że Palestyńczycy, w tym mieszkańcy Gazy, byli nadal traktowani jako obcokrajowcy. Nieco inaczej sytuacja wyglądała z Jordanią, która anektowała Zachodni Brzeg i nadała jego mieszkańcom obywatelstwo, tyle że społeczność międzynarodowa tego nie uznała. Ponadto nie objęło to uchodźców z terenów zajętych przez Izrael, którzy pozostali bezpaństwowcami. Warto dodać, że państwo to liczyło w tym czasie ledwie ok. 400 tys. mieszkańców, a zatem Palestyńczyków wchłoniętych przez nie było więcej, co okazało się poważnym wyzwaniem. Wyrazem uznania mapy regionu bez państwa palestyńskiego za stan tymczasowy było utworzenie w 1964 r., z inicjatywy Ligi Państw Arabskich, Organizacji Wyzwolenia Palestyny, co również ostatecznie utrwaliło odrębność palestyńskiej tożsamości (i to nie tylko w opozycji do Izraela, lecz także w relacji do tożsamości innych państw arabskich).

Problem Strefy Gazy

Trzy lata później Arabowie postanowili rozwiązać „problem”, ale zamiast tego ponieśli druzgocącą klęskę w wojnie sześciodniowej i Izrael przejął kontrolę nad Zachodnim Brzegiem, Strefą Gazy, a także Synajem i Wzgórzami Golan. Tereny te nie zostały jednak włączone do Izraela (z wyjątkiem Jerozolimy), tylko objęte były zarządem wojskowym jako tereny okupowane. Wchłonięcie zbyt dużej liczby wrogiej ludności arabsko-muzułmańskiej i nadanie jej praw obywatelskich było w tym czasie zbyt groźne dla Izraela, a zastosowanie apartheidu poprzez utrzymywanie na swoim terytorium stanu, w którym ok. 30 proc. mieszkańców byłoby pozbawionych praw, nie mogłoby być zaakceptowane przez demokratyczny Zachód, w tym USA. Izrael nie zdecydował się też na kolejną gigantyczną czystkę etniczną, zwłaszcza że Rada Bezpieczeństwa jednogłośnie zażądała od Izraela wycofania się z terenów okupowanych.

W 1979 r. Izrael znormalizował relacje z Egiptem, oddając przy okazji półwysep Synaj, ale nie Strefę Gazy, której Kair po prostu nie chciał. Panarabizm został już wtedy wyrzucony do kosza, a obecnie coraz większe znaczenie ma odrębna tożsamość egipska, której mieszkańcy Strefy Gazy nie przyjmą. A bez tego dla Egiptu walczącego z islamistami Bractwa Muzułmańskiego pozostanie ona tylko problemem, bo w Strefie Gazy alternatywą dla narodowej tożsamości palestyńskiej jest tylko tożsamość islamska, a to jeszcze większe zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego Egiptu. Izrael początkowo próbował zasiedlać Strefę Gazy osadnikami, ale szybko zrozumiał, że nie ma na to potencjału demograficznego. W 1994 r. Izrael wycofał się stamtąd i zgodnie z Porozumieniem z Oslo oddał zarząd nad Gazą Autonomii Palestyńskiej. Później, gdy w latach 90. wróciła koncepcja „jednego państwa”, jej izraelscy zwolennicy zawsze wykluczali włączenie do niej Gazy. Zwłaszcza że w 2007 r. kontrolę przejął nad nim Hamas. Najchętniej wcisnęliby ją (lub choćby jej mieszkańców) Egiptowi. Również dziś czynione są takie założenia. Egipt stanie jednak na głowie, by nie przyjąć tego „podarunku”. Izrael wie, że jeśli się wycofa i zostawi Gazę Palestyńczykom, to Hamas tam wróci i za kilka lat trzeba będzie walczyć od nowa. Żadnej innej siły okupacyjnej czy też „pokojowej” tam wprowadzić się nie da, bo nie będzie chętnych ani ze strony państw arabskich, ani żadnych innych. W 1992 r. Icchak Rabin stwierdził, że chciałby, aby Gaza utonęła w morzu, ale – jak dodał – jest to niemożliwe, więc trzeba znaleźć rozwiązanie. Obecnie najbardziej prawdopodobnym, które dałoby Izraelowi od tej strony trwały spokój, jest wyekspediowanie 2 mln ludzi do Europy, co oczywiście byłoby dla nas katastrofą. Opcją pośrednią jest stłoczenie Palestyńczyków w południowej części Strefy i utworzenie od północnej strony strefy buforowej. Byłby to już jednak po prostu obóz koncentracyjny.

Amerykańska postawa

Od lat 90. podstawą rozmów pokojowych stało się rozwiązanie oparte na dwóch państwach. OWP po raz pierwszy uznało je w 1988 r. w ogłoszonej przez Arafata Deklaracji Niepodległości Palestyny. Na tym oparta jest też Arabska Inicjatywa Pokojowa przyjęta z inicjatywy saudyjskiej przez Ligę Arabską w 2002 r., zgodnie z którą państwa arabskie uznałyby Izrael w granicach z 1967 r., znormalizowałyby stosunki, w zamian za stworzenie niepodległej Palestyny obejmującej okupowany Zachodni Brzeg i Strefę Gazy, ze stolicą we Wschodniej Jerozolimie, a także „uczciwe rozwiązanie” problemu palestyńskich uchodźców. Reakcje Izraela i USA na takie rozwiązanie były ambiwalentne, przy czym Amerykanie skłaniali się do jego akceptacji jako punktu wyjścia dalszych rozmów. Izrael odrzucał przede wszystkim palestyńską kontrolę nad Jerozolimą i powrót uchodźców, ale chciał również utrzymać osadnictwo żydowskie na Zachodnim Brzegu rozwijane od 1967 r. Jest ono przy tym sprzeczne z prawem międzynarodowym dotyczącym obowiązków okupanta. Ostatecznie jednak Netanjahu odrzucił to rozwiązanie, uśmiercając proces pokojowy. Zachodni Brzeg, zgodnie z Porozumieniem z Oslo z 1993 r., został podzielony na trzy strefy, z których jedna, obejmująca zaledwie 11 proc. tego terenu, znajduje się pod zarządem palestyńskim, ale podlega interwencjom Izraela w zakresie bezpieczeństwa, a kolejne 28 proc. podlega wspólnej kontroli palestyńsko-izraelskiej, reszta zaś kontrolowana jest przez Izrael i rozwijane jest tam nielegalne osadnictwo żydowskie. Dzieje się tak zwłaszcza po tym, jak do rządu weszli antyarabscy rasiści spod znaku Ben-Gwira i Smotricza, dążący do rozwiązania opartego na jednym państwie i gigantycznej czystce etnicznej.

Koncepcja „jednego państwa” od czasu do czasu pojawia się od lat 90. w różnych wersjach i znajduje swoje poparcie z jednej lub drugiej strony w zależności od obliczeń demograficznych. Dla Palestyńczyków niewątpliwie byłoby korzystne, gdyby było połączone z powrotem uchodźców, ale nawet i bez tego w pełnym zakresie (tzn. wraz z Gazą) byłoby groźne dla Żydów, gdyż byłoby ich ok. 7,2 mln w ponad 15-milionowym państwie. Imigracja do Izraela się skończyła, a Palestyńczycy mają większy przyrost naturalny od Żydów (z wyjątkiem ortodoksów, którzy jednak są kolejnym problemem, bo siedzą na socjalnym garnuszku państwa). Nawet wyłączenie Gazy nie daje więc Izraelowi komfortu utrzymania w takim państwie władzy przez Żydów. Innym rozwiązaniem rozważanym przez Izraelczyków jest częściowa aneksja, obejmująca w szczególności tereny zamieszkane przez 500 tys. nielegalnych osadników żydowskich. Do tego dążył Netanjahu, ale ostatecznie wycofał się, gdyż zablokowałoby to normalizację ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi i nawet ze strony USA wywołało gniewną reakcję. Oryginalną propozycję przedstawił w 2020 r. Donald Trump, choć autorem był jego zięć – Jared Kushner. Według tego planu Palestyna miałaby być siecią enklaw całkowicie otoczonych przez znacznie powiększony Izrael i po spełnieniu dodatkowych, bardzo poważnych warunków miałaby uzyskać niepodległość jako państwo całkowicie zdemilitaryzowane, a w zamian miała być beneficjentem licznych inwestycji i programów rozwojowych. O ile Netanjahu przyjął tę propozycję z entuzjazmem, o tyle Palestyńczycy z oburzeniem ją odrzucili, a społeczność międzynarodowa wyśmiała.

Innym podejściem do sprawy palestyńskiej jest popularna w Izraelu teza, że takie państwo już jest i jest nim Jordania. Faktem jest, że większość palestyńskich uchodźców w tym kraju zintegrowała się i otrzymała obywatelstwo, ale jest tam też 600 tys. bezpaństwowych Palestyńczyków, a po 1967 r. Jordania odebrała obywatelstwo mieszkańcom Zachodniego Brzegu. Ponadto w 1970 r. doszło do zbrojnego konfliktu między siłami wiernymi królowi a OWP, wspieraną przez Syrię. Po pierwszej intifadzie w 1988 r. Jordania całkowicie odcięła się od jakiejkolwiek odpowiedzialności za Palestynę i ani OWP, ani Jordania nie chciały jednego państwa. Izrael nigdy jednak nie odpuścił i można się spodziewać, że pomysł podziału Zachodniego Brzegu między Izrael i Jordanię znów się pojawi jako pretekst do jednostronnej aneksji znacznej części tego terytorium.

Artykuł został opublikowany w 46/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także