Japońscy „zniknięci”
  • Piotr WłoczykAutor:Piotr Włoczyk

Japońscy „zniknięci”

Dodano: 
Spotkanie Donalda Trumpa z krewnymi obywateli Japonii porwanych przez Koreę Północną
Spotkanie Donalda Trumpa z krewnymi obywateli Japonii porwanych przez Koreę Północną Źródło: PAP/EPA / KIYOSHI OTA / POOL
Ofiary znikały w tajemniczych okolicznościach, stawiając na nogi całą Japonię. Niemal pół wieku później rodziny porwanych liczą, że Donald Trump pomoże uwolnić ich bliskich ze szponów reżimu Kimów.

Megumi Yokota miała do przejścia tylko kilkaset metrów, które dzieliły salę ćwiczeń od jej domu. Był wieczór 15 listopada 1977 r. Miesiąc wcześniej dziewczynka obchodziła swoje 13. urodziny. Megumi mieszkała w spokojnej wiosce w Prefekturze Niigata na zachodnim wybrzeżu wyspy Honsiu. Dziewczynka wracała z zajęć badmintona, gdy nagle po prostu rozpłynęła się w powietrzu. Rodzina już po godzinie zawiadomiła policję i rozpoczęły się poszukiwania na szeroką skalę. Gruntownie przeczesane zostały lasy, a także plaża. Jej matkę jeszcze tego samego wieczora coś przyciągnęło na brzeg. Jak wspominała później, wpatrywała się przez dłuższą chwilę w ciemny horyzont – po drugiej stronie Morza Japońskiego leży Półwysep Koreański…

Czterdzieści osiem lat później blisko 90-letnia Sakie Yokota stała przy Donaldzie Trumpie i nowej japońskiej premier, trzymając w rękach zdjęcie. Na kolorowej fotografii widać młodą kobietę, dwóch kilkuletnich bliźniaków i – na oko – 10-letnią dziewczynkę. Wszyscy uśmiechnięci, beztroscy. Bliźniacy, dziś ponad 50-letni mężczyźni, stali obok swojej matki i z nadzieją patrzyli na prezydenta USA. Dziewczynką ze zdjęcia była Megumi. Rodzina nie widziała jej od blisko półwiecza. Wiedzę na temat jej losu ma jedynie reżim w Pjongjangu.

Poza rodziną państwa Yokota na spotkaniu z Trumpem, przy okazji jego ostatniego „tournée” po Azji, pojawiło się jeszcze kilkanaście osób ze Stowarzyszenia Rodzin Ofiar Porwanych przez Koreę Północną. Ich poruszające historie i mgła tajemnicy skrywająca losy ich bliskich od pół wieku zajmują serca i umysły Japończyków. Każdy kolejny japoński premier spotyka się z rodzinami i porusza ten temat w rozmowach z Koreańczykami z Północy. Na razie jednak efekty tych rozmów są mocno ograniczone. I właśnie dlatego rząd w Tokio poprosił o interwencję Trumpa i zaprosił na to symboliczne spotkanie rodziny Japończyków porwanych w latach 70. i 80.

Amerykański prezydent, który chwali się publicznie, że świetnie się rozumie z Kim Dzong Unem, powiedział na spotkaniu z rodzinami porwanych, że pamięta o ich bliskich i zrobi wszystko, co w jego mocy, by przekonać Pjongjang do zwolnienia tych ludzi.

Pary na celowniku

Oficjalnie Pjongjang przyznał się jedynie do 13 porwań obywateli Japonii, choć szacuje się, że północnokoreański reżim zniewolił w ten sposób nawet kilkuset Japończyków. W latach 70. i 80. odnotowano mnóstwo tajemniczych zniknięć, których zagadki policja nie była w stanie rozwiązać. Ludzie rozpływali się w powietrzu w przeróżnych miejscach, nie tylko na wybrzeżu. Podejrzenia opinii publicznej zdały się potwierdzać znajdowane czasem przy plażach tajemnicze łódki ze śladami wskazującymi na to, że ich załoga pochodziła z Korei Północnej.

Artykuł został opublikowany w 46/2025 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także