Nic się nie zmieniło w historii USA tak szybko jak podejście do homoseksualizmu. Stało się to w ciągu jednego pokolenia. Dzisiaj większość młodych ludzi powtarza, że to wszystko jest zupełnie normalne. Proces tych zmian opisali moi znajomi, konserwatywni katolicy – ambasador Robert R. Reilly („Making Gay Okay: How Rationalizing Homosexual Behavior is Changing Everything”, San Francisco: Ignatius Press, 2014) oraz Paul Kengor („Takedown: From Communists to Progressives How the Left has Sabotaged Family and Marriage”, Washington, DC: WND Books, 2015). Reilly skoncentrował się na sprawach filozofii, a Kengor na polityce. Reilly widzi ofensywę gwałcenia prawa naturalnego. Kengor kreśli prostą linię od bolszewickiego sabotażu wolnego świata do „małżeństw gejowskich.” Argumentują, że szalejącej rewolucji kontrkulturowej chodzi ni mniej, ni więcej jak o zmianę natury człowieka i zniszczenie rodziny jako instytucji.
Zaczęło się od antynomicznych i apokaliptycznych sekt millenarystycznych, które regularnie pojawiają się od tysiącleci. Charakteryzuje je zwykle egalitarna propaganda masowa, totalitarna hierarchia wodzowska, wrogość do własności prywatnej, tradycyjnej elity i rodziny. Przez bogumiłów, katarów, antytrynitariuszy i ludzi V Monarchii do baebufczyków oraz członków komun i falansterów organizowanych przez takich ludzi jak Henri de SaintSimon czy Charles Fourier – wszędzie starano się realizować utopię.